poniedziałek, 26 września 2022

Potomkinie na filmie o kurozającu, co Indianą Jonesem został. Dzikie łowy w przybytku użyteczności bibliotecznej. Jeszcze bardziej dzicy wikingowie i ich królowa: Sygryda Storråda, co z pyrlandii była

O czym to ja miałem powiedzieć? A teraz opowiem Wam o tym, że grafik na wakacjach nie przestaje być grafikiem. Jak to? O tym ostatnio było? Przed przedostatnio było? Przed przed przedostatnio było? Dłuuuugie wakacje. Nie! Przecież ile można tłumaczyć, że nawet na wakacjach nie ma wakacji. Czy tak trudno to zrozumieć? Ba, nawet przed wakacjami, które de facto wakacjami nie są, bo grafik na wakacjach nie przestaje być grafikiem, grafik już zaczyna wakacje, których nie ma. A tak. Zaraz to udowodnię i zakończę dowód formułką matematyczną brzmiącą: co było do udowodnienia. Chyba, że jednak tezy nie udowodnię. Ale nie o tym miało być.


A było to tak... Potomkinie RIPniętego, z jego krwi i kości i jeszcze tam czegoś wyciągnęły go do kompleksu kinowego. A co tam pomyślałem, niech mają. Niech się rozwijają technologicznie. Nie mogą całe życie w książkach siedzieć. Kurde, a czemu nie mogą? W każdym razie wybraliśmy się do tego normalnego, płaskiego, 2D kina. Z premedytacją spóźnieni i rozluźnieni. Bez przekąsek, bo to ponoć już nie jest modne. A keczup śmierdzi? Nie wiem, nie próbowałem, nie wąchałem, ale rzeczone potomkinie miały przyzwolenie, by się częstować tym, na co mają ochotę. Ale widać śmierdziało im, bo niczego nie wybrały. Film, jak film. Jakaś tam historyjka o wyrzutku społecznym, dziwadle, chociaż synem króla był. Czy cara, cesarza, diabli tam wiedzą, bo nie nadążałem za wartką akcją. W każdym razie ten szczurołap, nie, kurokrólik, zając-kogut, nie wiem, nie pamiętam, a nie będę sprawdzał w sieci, okazał się być takim Indianą Jonesem. Jak już zaakceptował swoje oklapnięte uszy i przystrojenie w piórka, to jakiś tam skarb znalazł, złego wuja pokonał i nawet jakaś lalunia się do niego zaczęła przymilać. Tak to dzisiaj uczą dzieciaki, że tylko odmieńcom czyny niebezpieczne i bohaterskie pisane są. Dobrze zrozumiałem fabułę? Nieważne, bo chyba nie o tym miało być.

Zaczęło się dopiero po filmie. Już myślałem, że potomkinie połknęły bakcyla multimedialnego i na 3D mnie wyciągną, jakieś 6D, czy 4K, a tu jak nie usłyszałem: [Tato, pójdziemy do biblioteki?]. Przypomnę, tata to ja, bo dawno już temu trochę się uzewnętrzniłem i wyprowadziłem wzór na to, jak to grafik też może mieć dzieci. Cóż, udałem, że jestem zaskoczony, ale oczywiście byłem dumny, zadowolony i w ogóle cały w skowronkach. Bo też do tego przybytku użyteczności publicznej zamierzałem się udać. Mimo iż w domu, w którym ściany zbudowane są nie z wielkiej płyty, nie z cegieł, nie z pustaków, nie z drewna, a z książek, czeka na mnie wiele woluminów do przeczytania, to jednak w bibliotece czuję podniecenie jak myśliwy, co wybrał się na łowy. W bibliotece jak na ambonie, mogę się przyczaić i upolować smakowity intelektualnie kąsek.

Więc ruszyliśmy. Potomkinie do swoich półek, ja do swoich. Mimo iż biblioteka tylko niewielkim oddziałem jest, to jednak książek czekających na pożarcie jest sporo. Kusiła mnie Cherezińska, bo miłośnikiem jej pisarstwa jestem. I tego dotyczącego losów ojczyzny naszej, i tego co o wikingach jest. Muszę przyznać, że trafia pani Elżbieta całkowicie w moje gusta powieści historycznej. [Korona śniegu i krwi], [Niewidzialna korona], [Korona] to dla mnie klasyki. A jeszcze wiele przede mną, bo wobec wielości książek do przeczytania nie zanurkowałem jeszcze w [Turniej cieni] i [Płomienną koronę]. Dlatego kusiły, kusiły te dzieła wielce. Szczególnie, że one do tej pory o wielkiej Polsce przypominały. Nie o tym syfie, upadku, chamstwie i draństwie jaki teraz w naszej ojczyźnie panuje. Honoru za grosz tutaj nie ma. Ale nie o tym miało być.

Bardzo też lubię [Północną drogę]. [Saga Sigrun], [Ja jestem Haldred] to na razie 2 tomy, które przerobiłem. Doskonały i ryzykowny pomysł opisania dokładnie tych samych wydarzeń, ale relacjonowanych przez różne osoby. Na razie jestem za. Czeka na mnie [Pasja według Einara] i [Trzy młode pieśni]. Mam nadzieję, że i one i ja się spotkamy. Ha, w połowie drogi. Czyli gdzie? Ragnarok? Na końcu świata bogów? Tym razem nie padło na Cherezińską. Potrzebowałem do pociągu książki troszkę lżejszego pokroju, bo wiadomo, że wagon bezprzedziałowy nie jest oazą ciszy i spokoju. Kto szuka ten znajdzie, ale o tym następnym razem. Szczególnie, że potomkinie moje też na ciekawe rzeczy wpadły.


ENCAPSULATED [POSTSCRIPT]
inspiracja: ENSLAVED [BLODHEMN]

Wspomnieliśmy o wikingach, surowym świecie mężczyzn ćwiczonych do zabijania, wojownikach przeobrażających się w bitewnym szale w bestie, to niech zabrzmi pieśń wikińska. Wreszcie znalazłem pretekst by napisać o Enslaved. Zespół wręcz przesiąknięty nordycką mitologią. Grutle Kjellson i Ivar Bjørnson - liderzy formacji to duet, który oczarował mnie swoją muzyką od pierwszego dźwięku, który usłyszałem na [Frost]. Ale dzisiaj chciałbym słowo o czwartym studyjnym albumie rzec. To [Blodhemn]. Następca długiego, rozbudowanego kompozycyjnie [Eld]. Dla mnie to świetny, porywający, nieokrzesany, dziki, agresywny, viking metal. Tak, szybkość, groza, nawałnica wzmocniona potężnymi chórami. Tak, to zdecydowanie ta ciemna strona Enslaved, płyta, po której Enslaved wyruszył na podbój nowych terytoriów muzycznych. I pomyśleć, że onegdaj takimi hordami rządziła nasza, poznańska pyra. Świętosława. Sygryda Storråda. Królowa szwedzka, duńska, norweska i angielska o czym Cherezińska pięknie pisała. A o tym co z biblioteki wyniosłem widać musi być następnym razem.

z graficznym pokręceniem / podstarzały graFIK

wtorek, 20 września 2022

Saga pocztówek z wakacji. Format C jest po to, by wysłać w nim format A. B nie ma tu nic do rzeczy. Uwaga na folijki na pocztówkach, chociaż soft-touche są milusie. Kolońska i szlugi

O czym to ja miałem powiedzieć? A teraz opowiem Wam o tym, że grafik na wakacjach nie przestaje być grafikiem. Jak to? O tym ostatnio było? Przed przedostatnio było? Jaki z tego wniosek? Grafik długo na wakacjach był? Ależ, ależ, nawet jak był, to na tych wakacjach nie przestał być grafikiem. Tak, robotę zabiera na wakacje. Albo inaczej. Robota leci za grafikiem na wakacje. Bo i wystawy tematyczne się dzieją w czasie wakacji. I pamiątki takie jakieś zawodowe są. I właśnie o tych pamiątkach miało być. I kto wie, tym razem może będzie. A nie znów, że nie o tym miało być.

Czyli mam teraz pamiątkowe pocztówki z [Damą z gronostajem]. I każda jest inna. I nie wynika to z faktu, że da Vinci przemalowywał swoje dzieło trzy razy. Bo na pocztówkach jest dokładnie ta sama wersja. A zatem z czego to wynika? Błąd drukarski? Jasne, coś jest nie tak, to od razu błąd drukarski. Albo błąd grafika. I najlepiej by go od razu zamordować. Bo pisarze lubią mordować grafików. A co z prawem domniemania niewinności? Drukarnia jest niewinna dopóty, dopóki nie udowodnią jej błędu. I tego się trzymajmy.

Bo nie wspomniałem jeszcze, że każda z tych pocztówek ma inny format. Przeważnie pocztówki mają format A6 czyli 105x148 mm. I jeśli takiej pocztówki nie wysyłamy w kopercie, to na odwrocie mamy nadrukowane miejsce na adres, znaczek pocztowy i treść pozdrowień. Kochani, widzieliśmy [Damę z gronostajem], nie wiem co ludzie w niej widzą, Obraz? Taki sam jak każdy. I w ogóle to nam się podoba. Ale Kraków jest fajny, bo jest dużo knajpek i są frytki i piwo też jest super. Jak wrócimy, zapraszamy na grilla. Ups, nie o tym miało być. 

Bo kto tak dzisiaj pisze? Przecież wszystko jest po sekundzie na instagramie albo facebooku, albo tik tam coś tam. A jest. Ale jednak ludzie piszą kartki. Osobiście widziałem. I nawet pewni ludzie te kartki pakowali w koperty. A koperty były białe i miały format C6 czyli 114 x 162 mm. Format C to format kopert właśnie. Ma on pomieścić formaty A,  by móc je wysłać. Więc koperta C6 mieści pocztówkę formatu A6. A A6 to arkusz papieru A4 złamany na pół i na pół. I taką pocztówkę miałem jedną. A jedna była mniejsza, a druga większa. I były to formaty niestandardowe. Dlaczego takie? Większy to rozumiem, by się wyróżnić, a mniejszy? Dla oszczędności? Tego nie wiem, bo przeważnie drukowanie na formatach różnych od standardowych A, B czy C jest droższe. Bo gorsze jest wtedy wykorzystanie powierzchni papieru i zaraz większy jest odpad. Ale nie o tym miało być.

Bo format nie ma wpływu na odwzorowanie kolorów na wydruku. Przynajmniej w zakresie takich wahań wymiarowych jak w tym przypadku. To może rodzaj papieru? O, to już może być to. Bo w jednej drukarni można zrobić pocztówki na papierach: Kreda mat 350 g, PVC 0,5 mm, Stardream Srebro 285 g, Stardream Złoto 285 g, Stardream Kwarc 285 g, Stardream Opal 285 g i Kreda mat 450 g. W innej drukarni mamy do wyboru Kredę mat 300 g i 350 g, Karton jednostronnie powlekany 300 g oraz Kraftliner 300 g. Ten ostatni to jest eko. W jeszcze innej drukarni oprócz Kredy matt znajdziemy w ofercie Karton Splendorgel Extra White 340 g. Tak, to może być, na każdym papierze wydruk nawet z tego samego pliku mógłby wyjść inaczej. Ale to nie wszystko.

Na kartach są jeszcze uszlachetnienia. Na tej największej jest folia matowa oraz ozdoby hot stampingowe. Takie świecidełka. Na innej mam folię błysk. A na trzeciej mamy folię soft-touch. Taki rarytasik. Folia o powierzchni jedwabistej w dotyku. Taka milusia. Można pogładzić [Damę z gronostajem] po policzku i nie zostaną ślady. To się nazywa właściwości haptyczne, czyli dotykowe. Mądrzy ludzie mówią, że folia soft-touch jest ważną składową marketingu sensorycznego, bo działa także na dotyk. Poza tym, taka folia wzmacnia pocztówki i chroni przed czynnikami zewnętrznymi: wodą, wilgocią, zarysowaniami i gnieceniem. O tak, ta pocztówka wizualnie i dotykowo sprawia przyjemne wrażenie. A ważne dla grafika jest to, by pamiętał, że właściwie każde uszlachetnienie folią zmienia kolor grafiki! I na nic nasze starania, dobór barw, jak potem i tak folia nam namiesza. Dlatego warto o tym pamiętać i konsultować z drukarnią jak znacząca ta zmiana barwy będzie. Bo raczej wydruków próbnych z uszlachetnieniami się nie robi, chociaż może dla interesów życia warto by taką próbę zrobić? Skoro potem już będzie się tylko na wakacjach i wakacjach, bo zarobi się tyle kasy? Jakich wakacjach, przecież grafik na wakacjach nie przestaje być grafikiem.


PRINT FONT [THE ENDLESS RASTER]
inspiracja: PINK FLOYD [THE ENDLESS RIVER]

Czy są okładki płyt z soft-touchem? A są. Dzieci RIPniętego na przykład słuchają będącej na topie Sanah. Trzeba przyznać, że digipacki, to ta pani ma naprawdę porządnie zrobione. I dotyka się ich z przyjemnością. Ze słuchaniem już gorzej, aczkolwiek pociechy graFIKa nucą pod nosem [Szampana], [Kolońską i szlugi] czy [Ale jazz]. Dajmy jednak sobie spokój z Sanah. Świetnie wydany jest [The Endless River] Pink Floyd. Książeczka z okładką soft-touch. To hołd złożony zmarłemu Richardowi Wrightowi - wybitnemu klawiszowcowi tej formacji. I w znacznej części instrumentalny [The Endless River] ponoć opiera się na pomysłach zmarłego muzyka. Wiele na tym krążku odniesień do najwybitniejszych dzieł Pink Floyd. Znawcy i zagorzali fani zespołu mówią, że dopiero jak dostrzeże się te powiązania i wycieczki w przeszłość, to doceni się piękno tej płyty. Bardziej krytycznie nastawieni stwierdzą, że to płyta słaba, nudna, plumkanie nie wiadomo po co i dlaczego. Ot, odpady z wcześniejszych sesji. Ambientowy gniot. Cóż, każdy ma prawo do własnego zdania. Jedno jest pewne, płyta jest ładnie wydana, soft-touch jest milusi, jak pamiątka z da Vinci z wakacji.

z graficznym pokręceniem / podstarzały graFIK

wtorek, 13 września 2022

Smok pod Wawelem zionie ogniem. Przy powiększaniu zdjęć ważne zaptaszkowanie. Na pocztówkach Dam z gronostajem jest wiele wersji. Da Vinci od chaosu do konsonansu

O czym to ja miałem powiedzieć? A teraz opowiem Wam o tym, że grafik na wakacjach nie przestaje być grafikiem. Jak to? O tym ostatnio było? Miało być, ale w końcu nie było. To normalka w RIPowankach. Generalnie, to miało być o tym, co grafik z wakacji przywiózł. O tej całej tandecie upominkowej, gadżetach z plastiku, brelokach, wisiorkach, magnesikach, pocztówkach wypełnionych zdjęciami po brzegi, tak malutkimi, że każde miasto mogłoby być każdym miastem, bo i tak szczegółów nie widać. Tak, może jest taka dyscyplina wśród grafików: kto zmieści więcej zdjęć na pocztówce? Nie wystartuję, a i nie o tym miało być.


Nie, żebym nie umiał pomniejszać zdjęć. A umiem. Znam. I wiem, że nawet pomniejszanie zdjęć cyfrowych w Photoshopie jest operacją stratną. Tutaj także następuje utrata jakości. Może nie ma to takich konsekwencji jak w przypadku ich powiększania, gdzie nieudolne zwiększanie rozmiaru może prowadzić wręcz do ukazania się pięknych pikseli, które same w sobie faktycznie piękne są, jednotonalne, ale jak już je widać na wydruku, to lepiej zapaść się w pieczarze smoka pod Wawelem. A propos, widziałem, ten naprawdę zionie ogniem! Przyznam szczerze, że nie wiedziałem, że on tak tym żywym ogniem razi. Ciekawe, czy jak hegemon ze Wschodu kurek zakręci, to on też będzie tym ogniem wywijał, czy przejdzie na kryzysowe zasilanie. Ale nie o tym miało być.

Właśnie, jak skalujemy zdjęcie w Photoshopie, to warto to robić dwuetapowo. Jak sobie wejdziemy w Obraz, Rozmiar obrazu, to tam mamy opcję Ponowne próbkowanie. Pierwszy etap skalowania wykonuję przy odptaszkowanej tej opcji. Czyli nieaktywnej. Wówczas, gdy zmieniam wymiar zdjęcia, do tego wymiaru dostosowuje się rozdzielczość. I odwrotnie. Jak zmieniam rozdzielczość, to automatycznie do tej nowej rozdzielczości dostosowywany jest nowy wymiar. To jest bezstratne skalowanie. Wszystko pozostaje w zdjęciu. W pierwotnej jakości. Najlepszej. Wejściowej. Dopiero potem, jak już muszę coś znacznie powiększyć, to akceptuję bezstratne skalowanie i w drugim kroku zaptaszkowuję opcję Ponowne próbkowanie i teraz program będzie dorabiał sztuczne piksele. Czyli interpolował zdjęcie. Warto to zrobić w wyższej głębi bitowej, bo wtedy program ma do dyspozycji dużo szerszą paletę kolorów. Przy mikro zdjęciach na pocztówkach aż tak ważne to nie jest, ale warto wypracować w swoim warsztacie pracy dobre nawyki. Ale nie o tym miało być.

W Sukiennicach zatrzymał mnie Lelewel, w Muzeum Książąt Czartoryskich zatrzymał mnie kto? Tak, obraz pędzla Leonarda da Printi. Czy Leonarda była kobietą? Pewnie i taka teoria gdzieś tam po świecie krąży. Przyznam, że jest jakiś dreszczyk emocji, jak się ogląda dzieło tego wybitnego grafika, który żył kilka wieków przede mną. Jest jakaś magia. Czy wynika ona z tego, że wmówiono nam, że to wybitne dzieło jest, czy faktycznie z tego, że wybitnym dziełem jest, albo z tego że jest ta cała otoczka, czyli ochrona, specjalna sala, nie wiem. Ale czuje się, że obcowanie z tym obrazem, to podniosła chwila. [Dama z gronostajem], to portret Cecylii Gallerani, która będąc dwórką na mediolańskim dworze Ludwika Sforzy była wysoko wykształcona. Posługiwała się biegle łaciną, znała się na muzyce i tworzyła poezję. Tak jak RIPnięty. Leonardo namalował Cecylię około 1490 roku. Było to dzieło nowatorskie, bo Cecylia ukazana jest od pasa w górę [to ci dopiero nowatorstwo, wcześniej było od pasa w dół?] i ciałem obrócona jest delikatnie w prawo. A jej twarz zwraca się profilem w lewo. I tak dalej, i tak dalej, na ten temat napisano już setki prac, dlatego nie będę dalej drążył tego tematu. Poczytacie chociażby sonet XLV Bernardino Belliniego, zatytułowany [O Leonarda portrecie madonny Cecylii] to się wszystkiego dowiecie. 

A o pocztówkach z [Damą z gronostajem] napiszę. To wreszcie będzie trochę na temat. Kupiłem sobie aż trzy. I wiecie, na każdej madonna Cecylia inaczej wygląda. Tu jest mniej uczesana, tam bardziej, tu ma inny odcień skóry, a tam inny, tam jest blada, tam ma rumieńce... Na każdej pocztówce inaczej wygląda, to chochlik drukarski, amatorskie podróbki czy co? Czy na tych różnych pocztówkach są różne wersje tego dzieła? Bo przecież badania konserwatorskie przeprowadzone w 2013 roku wykazały, że artysta dwukrotnie je przemalowywał a znany nam obraz jest trzecią wersją dzieła. Na początku uciekł gronostaj, potem został złapany i jeszcze peleryna przybyła. A było to możliwe dzięki temu, że używano oleju w funkcji spoiwa barwników. Pigmenty, czyli proszek określonego koloru łączono ze spoiwem, dzięki któremu proszek zamieniał się w maź zwaną farbą olejową. W odróżnieniu od farb temperowych pozwalały one na osiąganie nowych efektów wizualnych. Tyle tylko, że takie farby długo schły. Dzisiejsze farby drukarskie też w warunkach naturalnych długo by schły, ale dzisiaj nie o tym miało być. 


TO CMYK QUINTET [DAJ WYKROJNIK]
inspiracja: TOMASZ CHYŁA QUINTET [DA VINCI]

Okładkę z pracą Leonarda da Vinci ma In Flames, ale o tej formacji jest/było/będzie w innym miejscu. Ten album nosi tytuł [Clayman]. Natomiast dzisiaj coś bardziej oczywistego. Krążek zatytułowany po prostu [da Vinci]. Nagrany przez Tomasza Chyłę i jego kwintet. Jak tytuł wskazuje, postać Leonarda da Vinci była główną inspiracją podczas tworzenia muzyki. Sztuka, humanizm, nauka, technologia, odkrycia geograficzne - rozkwit odrodzenia, jaki nastąpił po wiekach średnich. Chyła to lider, skrzypek, a płyta jest wspaniałym dziełem jazzowym z rockowym, agresywnym i drapieżnym zacięciem i wokalizami formacji Art’n’Voices. Kurczę, dużo tutaj psychodelii, ciężaru a nawet brutalności. Riffy, klawiszowe pasaże, od chaosu do konsonansu... Zdecydowanie dla fanów Mahavishnu Orchestra. Na okładce na szczęście nie ma oczywistości, czyli dzieł da Vinci, a nieoczywistości, jak nieoczywista jest muzyka i moje pocztówki, do których wrócimy następnym razem.

z graficznym pokręceniem / podstarzały graFIK

czwartek, 8 września 2022

Po wyjściu z ZUS urzędnik nie musi gnoić ludzi. Grafikowi gały nawaliły i co z tego wyniknęło. Polish engraver - Joachim Lelewel. Porwanie, zakładnicy i śmierć niewinnych ludzi a płyta CD w hip hop shopie znaleziona

O czym to ja miałem powiedzieć? A teraz opowiem Wam o tym, że grafik na wakacjach nie przestaje być grafikiem. Jak to? No tak, nawet sobie nie wyobrażam, że po wyjściu z roboty miałbym nagle przekręcić się o 180 stopni i nagle przestać fascynować się plakatem, opakowaniem, książką, okładką, nadrukiem na koszulce itp. Tak to mają urzędnicy, którzy pracują w ZUSie, urzędzie, w rejestracjach, w przychodniach i jeszcze wielu innych miejscach. I w wielu parafiach też. Po wyjściu z roboty, gdzie są bezduszną instytucją gnojącą ludzi w imieniu tej instytucji, nagle przestają być gnojami, tylko stają się kochającymi partnerami, rodzicami, teściami, którzy już nie muszą jebać innych ludzi. Ale nie o tym miało być.

Swego czasu pisałem o tym, jak podziwiałem tatuaże na plażach, korytarzach i innych miejscach letniego wypoczynku. Na łydkach, pośladkach, udach, biustach i szyjach. Od tamtego czasu moda się nie zmieniła. Nadal dziary rządzą. Grafik nie przejdzie obok tego zjawiska obojętnie. Ale tym razem chciałbym się skupić na innych wspomnieniach z wakacji. A mianowicie grafik, któremu gały nawaliły i wylądował w rządowej instytucji zwanej szpitalem, po trudach rejestracji, kombinacji, pertraktacji, frustracji, machinacji i operacji musiał zrezygnować ze swoich planów podboju gór wysokich, stromych i wymagających i powetował sobie straty moralne i mentalne mniej obciążającą wizytą w grodzie Kraka. O ile za takową należy uznać kilkunastokilometrowe wycieczki po ulicach, zakątkach, zakamarkach, rynkach i parkach tego sympatycznego miasta. Wcale nie tak naładowanego masą turystyczną różnej nacji. Ale nie o tym miało być.

Gdzie żem był i co żem widział? A długo by opowiadać. Ale być w Krakowie na samym rynku i nie zajrzeć do sukiennic, to byłoby grzechem. Tam mają dużo fajnych obrazków. Niektóre w wielkim formacie są. Patrzcie ino, kilka wieków temu nie mieli ploterów, komputerów, banerów i innych bajerów, a takie duże obrazki na ściany robili. To ci dopiero. I w tych Sukiennicach, to jeszcze i podziemia mają ciekawe. I to targowisko też ma swój urok, zwłaszcza, że tam występy ludowe się odbywały. Ale akurat tym razem nie to było w tych Sukiennicach najważniejsze.

Bo wchodzę po schodach na piętro, bez użycia windy i co widzę? Wali mnie po oczach [przypominam schorowanych, w okresie rekonwalescencji] taki oto napis umieszczony na rollupie: [Lelewel: rytownik polski, polish engraver 28.01 - 2.10.2022]. Skąd ja znam tego pana? A znam dobrze, bo przecież z Lelewela jestem. To znaczy pan Joachim ani moim ojcem nie był, ani do jego rodziny nie należę, bo mnie nie adoptowali, ani szefem moim nie był. Lelewel moim patronem jest, ot co. Sztuki poligraficznej uczyłem się w Lelewelu, a teraz sam nauczam w tej szanowanej placówce [mam nadzieję, szanowanej]. Tak, zabrałem Lelewela na wakacje. Ale nie o tym miało być.

Zwiedzanie wystawy w cenie biletu wstępu do Galerii Sztuki Polskiej XIX wieku. No proszę, to nawet nie trzeba było dodatkowo płacić. I co z tym Lelewelem, podkreślam, tym Lelewelem? W materiałach z wystawy czytamy, że Joachim Lelewel znany jest przede wszystkim jako wybitny historyk i pedagog, nauczyciel geografii starożytnej i numizmatyki polskiej w Liceum Krzemienieckim, profesor historii powszechnej na Uniwersytecie w Wilnie oraz bibliografii na Uniwersytecie Warszawskim, badacz i płodny pisarz a także działacz społeczny i polityczny. Okazuje się, że Joachim Lelewel był znakomitym grafikiem - twórcą ilustracji. Kolekcja prac Lelewela obejmuje 232 matryce wykonane z miedzi i jedną ze stali! A także setki "wyciętek" - drobnych matryc do odbicia winietowych ilustracji, które Rytownik Polski wyrzeźbił w drewnie i metalu typograficznym przy użyciu scyzoryka!!! Nie tego z Płocka, czy gdzie on tam mieszka, i o którym tutaj nie miało być.


SHEET PRESS [TO PRINT AND THE SCREEN]
inspiracja: SILKE BISCHOFF [TO PROTECT AND TO SERVE]

A zatem Lelewel wielkim człowiekiem był. A po drodze do hotelu natknąłem się na sklep z winylami i płytami. Głównie mieli tam hip hop i rap, ale moje czujne oko wyłapało w tej masie muzycznej rarytas pierwszej klasy. Sprzedający pewnie nie miał pojęcia co to za rzecz, dlatego za śmieszny banknot uczynił mnie właścicielem owego krążka CD. Nazwa formacji: Silke Bischoff. Tytuł płyty: [To Protect and to Serve]. To rarytas z 1995 roku. Silke Bischoff to niemiecki zespół grający mieszaninę darkwave i synthpopu. Silke Bischoff to nazwa, którą można kojarzyć z tragedią z 1988 roku, kiedy to zakładniczka 18. letnia Silke Bischoff została zastrzelona przez bandytów: Degowskiego i Roesnera. Grupa rockowa Hammerhead na swojej płycie pokazała zdjęcie Degowskiego z pistoletem przy głowie zakładniczki Silke Bischoff, budząc tym ogromne kontrowersje. A formacja Silke Bischoff w 2002 roku zmieniła nazwę na 18 Summers. A na wspomnianym albumie ponad godzina nastrojowej, spokojnej i mistycznej muzyczki spod znaku, jak wcześniej rzekłem, darkwave, synthpop, new romantic i gothic electronic. Tyle wrażeń, a wszystko to w jeden dzień! O wielu innych nie wspominam, bo gdyby mój lekarz to przeczytał...

Z graficznym pokręceniem /podstarzały graFIK

niedziela, 4 września 2022

Edukacja - ewaporacja. Wpływ technologii na nastolatków. RIPnięty Rainbow, to narzędzie do malowania tęczy. Wszechwiedza internetu matką? Czarnek to widzę

Edukacja: afirmacja, degeneracja, degradacja, dekomunizacja, demokracja, demonstracja, dominacja, dyskretyzacja, kanalizacja, kasacja, kolaboracja, komunikacja, konfirmacja, korporacja, kremacja, laicyzacja, laudacja, mistyfikacja, okupacja, pacyfikacja, palpitacja, stagnacja, windykacja. Co racja to racja. Edukacja - ewaporacja. Tylko czy o tym miało być?


Wróćmy jeszcze na chwilę do naszego młodego, zdolnego adepta sztuki drukarskiej. Tak zdolnego, że sam jest w stanie, z różnych filmików wrzuconych do internetu, rozpracować pewne zagadnienie graficzne. Owszem, poradzi sobie w wielu kwestiach. Zobaczy, jak zapisać plik do internetu w formacie .png. Świetnie, obsługuje on tylko przestrzeń kolorów RGB, ma kompresję bezstratną, jest alternatywą do formatu .gif. Wspaniale. A co się stanie jak w owych filmiku zobaczy, że ktoś wykorzystuje .png do aplikacji drukarskich? Co wtedy? Też tak będzie robił? Przecież do drukowania pożądamy CMYK. Oczywiście, jako że nie drukuje się z .png a raczej z .pdf, podczas generowania tego .pdf, jeśli wybierze się odpowiedni jego standard [np. pdf/x-1A:2001], to owa grafika z .png zostanie automatycznie zamieniona na CMYK. Tylko z jakim skutkiem? Czy zadawalającym nas lub naszego klienta? Czy w ten sposób uzyskane kolory będą prawidłowe? Czy poinformowano o takim problemie w filmiku naszego adepta? 

A jak ktoś usunie filmik z internetu, to uczeń pozostawiony sam sobie będzie w stanie wykonać owe zadanie? A jak zmieni się coś w programie? Ostatnio przecież często aktualizacje programów mają miejsce. Ot, na przykład w Adobe Photoshop był sobie swego czasu bardzo fajny gradient, który nadawał się, jak nazwa wskazuje, do wprowadzania na zdjęciu, rysunku tęczy: tęcza Russela [Russell's Rainbow]. Jakiś czas temu programiści Photoshopa zmienili układ gradientów w programie. Tęcza Russela wylądowała gdzieś tam głęboko w zakładce starych gradientów. Sporo czasu zajęło mi odszukanie tego efektu, ale poradziłem sobie. Z owym zadaniem nie poradził sobie żaden adept sztuki graficznej. Po prostu nie ma go. Koniec. Oczywiście, nie jest to jedyny sposób na rysowanie tęczy, można zdefiniować własne gradienty naśladujące tęczę np. tęcza RIPniętego, tylko jak tego nie będzie na filmiku, to kto to zrobi? A jak nie będzie miał kto zrobić filmiku, co wtedy? Nie powstanie już nigdy tęcza w Photoshopie?

Podobny problem opisuje, niezawodny jak zawsze, Umberto Eco w swoim felietonie z 2012 roku [Trzy skromne przemyślenia]. Otóż ktoś umieścił na Yahoo Answers prośbę, że potrzebuje streszczenia  [La Coda] Umberto Eco i czeka na pomoc. Ów uczeń nie doczekał się pomocy. Inny uczeń poprosił o pomoc przy zadaniu domowym na temat: [Wpływ technologii na nastolatków]. Tutaj pojawiła się taka oto odpowiedź, którą napisała Luigia. Cytuję: [Hahahaha, ja bym powiedziała, że technologia sprawiła, że nastolatkowie szukają łatwych rozwiązań na portalach społecznościowych i innych stronach, bo sami nie potrafią już sformułować jednej myśli i chcą, by ktoś podał im wszystko na tacy. Wszechwiedza internetu stała się dla nich matką, która ich rozpieszcza i pozwala, by stopniowo wyłączali mózg...hahahaha]. Koniec cytatu. I o tym miało być?

Ile stron ma opowiadanie [La Coda] Umberto Eco? Nie jest to cegła jak chociażby [Imię Róży] czy [Wahadło Foucaulta]. Nawet nie jest to znacznie mniejszy objętościowo [Cmentarz w Pradze]. Ba, nawet nie jest to króciutki traktat [O bibliotece]. Owo opowiadanie liczy sobie... 5 stron! Jakże Eco mógł popełnić coś tak krótkiego. Ups, dla współczesnych to faktycznie długi tekst. Ale co to oznacza? Że więcej czasu zajmuje włączenie komputera, napisanie wiadomości i otrzymanie odpowiedzi [jeśli takowa oczywiście się pojawi] niż przeczytanie tego opowiadania. Smutne, ale prawdziwe. Dobra, rozumiem, takie czasy. Ale jeśli adeptowi pokazuje się jakąś czynność, czyli daje się realną podpowiedź, to tego już nie rozumiem i nie potrafię wytłumaczyć. Technologia zmienia świat, zmienia ludzi, a czy w dobrym kierunku?


VOLUMINE [RIPPING TECHNOLOGY]
inspiracja: VOIVOD [KILLING TECHNOLOGY]

To co zrobić? Zabić technologię? Ha, tak proponuje na swoim albumie [Killing Technology] grupa Voivod. Żeby było ciekawiej, ów album wydany w 1987 roku, był chyba najbardziej, i dynamicznym, i technologicznym w dotychczasowym dorobku Kanadyjczyków. Znawcy gatunku mówią, że to był punkt zwrotny nie tylko w karierze Voivod, ale także w całym gatunku jakim jest thrash metal. Tutaj Voivod weszli na nowe terytoria space, punk metalu a nawet rocka progresywnego, nie zatracając przy tym thrashowej prędkości i thrashowego pazura. Kawałki są dłuższe i bardziej rozbudowane. Voivod nauczyli się tego z filmików? Ktoś za nich skomponował muzykę? Raczej nie, bo przypomnę, był rok 1987. Czyli Voivod sami wymyślili takie killery jak [Tornado] czy [Ravenous Medicine]. Można? Można. Jak adepci sztuk różnych, nie zmienią swojego podejścia do edukacji, to czarnek to widzę. Przepraszam, czarno miało być.

z graficznym pokręceniem / podstarzały graFIK


czwartek, 1 września 2022

Edukacja - palpitacja. Po co komu profesor? Skraplanie służy do formowania uszu. Wielka Matka wszystkich encyklopedii. Nauka to jest super sprawa

Edukacja: animacja, biurokracja, cyfryzacja, defekacja, deformacja, defraudacja, dekapitacja, dewastacja, egzaltacja, fascynacja, fiksacja, frustracja, kastracja, kombinacja, konsekracja, konserwacja, kopulacja, kreacja, kwantyzacja, libacja, malwersacja, masturbacja, negacja, palpitacja, pasteryzacja, polaryzacja, profanacja, prowokacja, stagnacja, technokracja, utylizacja, wariacja. Edukacja - kapitulacja. Co racja, to racja. Tylko czy o tym miało być?


O czym to ja miałem powiedzieć? A, już wiem. Wybierz jedno z wymienionych słów, a powiem Ci, jakie jest Twoje zdanie na temat edukacji. Strach nadstawić ucho. Nie przyznam się, jakie słowo ja wybrałem, bo zrobi się całkiem nieprzyzwoicie, a tego byśmy nie chcieli. Zatem zgrabnie wykręcę się od odpowiedzi, na razie i małą refleksją na temat edukacji zajmę się. Pewnego razu, na lekcji związanej z projektowaniem graficznym, uczeń zapytany dlaczego nie słuchał i nie śledził pokazu dokonanego za pomocą najnowszych technologii informatycznych [za takowe należy uznać najnowsze oprogramowanie spod szyldu Adobe i projektor multimedialny, nie, jeszcze nie hologramy i tym podobne wynalazki rodem z RIP-fiction], odpowiedział z bezczelnym uśmiechem na ustach, że po co miał słuchać o czym mówiłem, skoro wszystko może sobie znaleźć w internecie i obejrzeć na You Tube. Cóż, nie skomentowałem owej odpowiedzi, poprosiłem tylko, by ów adept sztuki poligraficznej tak uczył się z internetu, by nie przeszkadzał innym, tym, którzy słuchają analogowego, podstarzałego wykładowcy. 

Z podobną sytuacją spotkał się już w 2007 roku Umberto Eco. W swoim felietonie [Po co komu profesor?] opisał ucznia, który by sprowokować swojego nauczyciela zapytał go bezczelnie: [Panie profesorze, żyjemy w epoce Internetu, więc co pan tu właściwie robi?]. Właśnie. Skoro dzisiaj wszystkiego uczymy się z Internetu, telewizji, telefonów komórkowych, radia i pewnie jeszcze jakichś innych gadżetów multimedialnych, to po co nam jeszcze nauczyciele? 

Wielki mistrz Umberto Eco odpowiada, że uczeń po części ma tylko rację, ponieważ rolą nauczyciela jest nie tylko uczenie, ale przede wszystkim kształcenie. Co to oznacza? Że nauczyciel nie skupia się tylko na przekazaniu teorii, regułek, suchej wiedzy, ale nawiązuje dialog, konfrontuje swoje opinie i dyskutuje. Uczeń dowiedział się czegoś ze wspomnianych mediów, ale czy dowiedział się dobrze? Czy w Wikipedii ktoś nie wypisał bzdur? Jak ktoś podał, że w Adobe InDesign można fajnie modelować twarz, powiększać oczy, uszy, usta, biusty i inne przyrodzenie, to że nie za dobrze napisał. Bo takie rzeczy lepiej robi się w Adobe Photoshop, szczególnie za pomocą filtru Deformuj [dawniej Skraplanie, Formowanie itp]. I po to jest nauczyciel, by wyprowadzić owego ucznia z błędu. Oczywiście tego, jak działa ów filtr uczeń może się dowiedzieć z filmików wrzuconych do sieci, ale znów jego wskazówki, wynikające z wieloletniego doświadczenia mogą okazać się bezcenne.

Internet - Wielka Matka wszystkich encyklopedii - z jednej strony wspaniały, bo jest źródłem ogromnej liczby informacji, które mamy właściwie pod ręką, a z drugiej strony pułapką. Bo jak w tej całej masie informacji odnaleźć tą prawdziwą? Rzetelną? I kto ma zweryfikować, że ta informacja taką jest? Eco pisze, że Internet daje uczniowi prawie wszystko, ale nie mówi o tym, jak tej informacji szukać, jak je filtrować, selekcjonować, przyjmować albo podważać. I dalej, każdy może magazynować informacje, ale umiejętność wybierania, które z nich warto zapamiętać, to jest dopiero sztuka. I po to jest potrzebny nauczyciel. By systematyzować to, czym Internet nas zarzuca i szukać logicznych powiązań. Inaczej uczeń będzie zapamiętywał mnóstwo pojęć, za którymi nie pójdzie żadna realna wiedza. Tak, edukacja - systematyzacja. I o tym miało być.

Jest taka piosenka, do której tekst napisała Ewa Kowalska, a muzykę Janusz Piątkowski. Śpiewają ją przede wszystkim przedszkolaki. Refren tej piosenki brzmi tak: [Nauczyciel dobrze wie, jak wesoło uczyć się! Nauczyciel dobrze wie, że nauka to zabawna sprawa! Nauczyciel dobrze wie ile w głowie zmieści się! Nauczyciel dobrze wie, że nauka to jest super sprawa!] Można jej sobie posłuchać... oczywiście, w Internecie, np. na You Tube. A wracając jeszcze do rzeczonego adepta sztuki graficznej, od którego wszystko się zaczęło... Nie poradził sobie z You Tubem. Bo jak wcześniej się rzekło, treści trzeba rozumieć, nie wystarczy tylko oglądać. Sfrustrowany zaliczał poprawki. Ale czy wyciągnie wnioski? Czy obejrzy kolejny filmik, który jeszcze bardziej go pogrąży?

Z graficznym pokręceniem / podstarzały graFIK


Harmonia rządzi, harmonia radzi, harmonia nigdy was nie zdradzi

Ten numer DTPzine został wzięty w... harmonię.  A tak, harmonia tu, harmonia tam. Harmonia  z boku, do góry, na dole i jeszcze z drugiej str...