wtorek, 27 grudnia 2022

Amabasada Śledzia mniej modna niż ślepe ryby. Antykwariat, co dał mi wynik 1:2. Dusty books that can do nothing will help nothing? Stare książki, podstarzały graFIK i jego kalkulacje. Pochyła muzyka meta-emo

O czym to ja miałem powiedzieć? A teraz opowiem Wam o tym, co jeszcze spotkałem na ulicy Stolarskiej w Krakowie. Ambasadę Śledzia? Zimno, nie po to jechałem 500 km naszą piękną koleją, by zjeść śledzika. Generalnie nie jadam. U nas w Pyrlandii bardziej modne są ślepe ryby. A nie śledziki, co wybałuszają gały. A ślepe ryby to nie mają nic wspólnego z rybami, tylko właśnie z ziemniakami. Dlatego nie po to jechałem do grodu Kraka. Pizzerię sieciową również mam u siebie, a księgarnię językową również. Poza tym, ja nie gadam językami, ten mój język jakiś taki poplątany jest. Nie za bardzo potrafię się wysłowić. Ani be, ani me. Dlatego wolę pisać. Ale nie o tym miało być.

O konsulacie RFN, tudzież Republiki Francuskiej i wciśniętej pomiędzy owe konsulaty kuchni argentyńskiej i grajpubie też nie. A tak, celowo przeciągam strunę, by słowo owe dosadniej zabrzmiało. Antykwariat księgarski. To jest właśnie to. Po to tyle kilometrów pokonałem. Albo mil, jak kto woli. Ale pamiętacie, na razie przegrywałem z tymi krakowskimi antykwariatami 0:2. I żadnych pamiątek jeszcze nie miałem, poza kartkami z soft touchem i malunkami Leonarda da Vinci. A tutaj zapowiadało się dobrze. Książki, starodruki, skup, sprzedaż... pełne regały. Intuicja RIPniętego podpowiedziała mi, że to będzie to. Dlatego odesłałem resztę wycieczki, nie, nie na śledzika, na lemoniadę orzeźwiającą i sam, bez świadków, przekroczyłem próg antykwariatu.

Home, sweet home. Tutaj mógłbym spędzić życie. Podpisać tylko kontrakt na codzienną dostawę aromatycznej kawy i chrupiącego croissanta. I oczywiście zaprzyjaźnić się z kurierem, który wrzucałby zamówione książki i płyty. A poza tym, cały dzień spędzać w takim miejscu jak to. Pamiętam takie zdanie z kursu angielskiego, na który onegdaj uczęszczałem. Niestety język mi się pląta, nawet w naszym języku ojczystym, a co dopiero zagranicznym. Dlatego kursowałem się intensywnie, by choć sprawiać wrażenie osoby światowej. Co to porozumie się w każdym języku. O każdej porze dnia i nocy. To zdanie brzmiało mniej więcej tak: What is the point of celebrating the illusion of being surrounded by friends? What kind of friends? Dusty books that can do nothing will help nothing, just stand on the shelf and dust. Bzdury wypisują w tych podręcznikach do nauki języka międzynarodowego. Nonsensy. Ale nie o tym miało być.

Książki, przyjaciele moje! Wchodzę i co widzę? Cały regał poświęcony książkom o książkach. Świadomy, życzliwy antykwariusz od razu zaprowadził mnie w odpowiednie miejsce. Byłem w raju. Są jeszcze takie miejsca na ziemi, wcale nie trzeba umierać. Ale ponoć w piekle jest ciekawiej. To niech będzie sprawiedliwie dla obu opcji. Byłem w piekle. Piekło na ziemi. Tyle książek o książkach. Zająłem się nimi i na chwilę odleciałem. Tak, pełen odlot. Stare książki i podstarzały graFIK. A pani antykwariuszka wspięła się jeszcze na wyżyny, czyli na drabinę, i zdjęła kilka książek z najwyższej półki. Chciało jej się, widziałem błysk w jej oku. Miłość do książek. Radość pracy. Zrobiło się 1:2. Gdyby to była koszykówka, wejście do tego antykwariatu byłoby jak rzut za 3 punkty. I zrobiłoby się 3:2. Ale nie o rozgrywkach miało być.

Zacząłem kalkulować. To mam, tamto czytałem i nie muszę mieć na półce. To bym chciał, tamto też. Tyle uniosę, tyle zmieszczę i oka swego nie zbezczeszczę. Bo bez tego oka, to nie przeczytam tych wspaniałych książek. To wyślę przez magiczną szafę. Z logistyką to raczej sobie poradziłem. Gorzej było z money. Czy wystarczy do pierwszego? Hotel już opłacony, bilety na pociąg zakupione. Pamiątki, w sumie po co pamiątki? Są kartki, będą i książki pamiątkami. Muzea? Tak, jakaś rezerwa musiała zostać, bo wtorek darmowych muzeów już minął. Ile to myśli przelatuje człowiekowi w głowie w ułamku sekundy. Geniusz matematyczny w głowie dokonał kalkulacji. Oto wynik. Pod pachę mogę zabrać ze sobą te cztery: [Współczesne polskie drukarstwo i grafika książki. Mały słownik encyklopedyczny. Książki o książce], [Poligrafia książki. Książki o książce] Jan Kuglin, [Z dziejów książki polskiej] Stanisław Pazura, [Z dziejów drukarstwa polskiego] B.Golka, M.Kafel, Z.Kłos. Resztę przeszmugluję za pomocą magicznej szafy. Taki to właśnie jest przyjaciel. Books. Friends forever.

CURSIVE [THE UGLY OPENTYPE]
inspiracja: CURSIVE [THE UGLY ORGAN]

A przed nami Cursive. A czemu tak? A bo chciałem tak na ukos. A w tej pierwszej wybranej przeze mnie pozycji jest hasło: Kursywa zob. Pismo pochyłe. Zobaczyłem i dowiedziałem się, że to odmiana antykwy o rysunku lekko pochylonym w prawo, zwana również kursywą lub italiką. I, że pierwszy zastosował ją Aldus Pius Manutius. Zaraz, zaraz, czy my już nie poznaliśmy tego pana? Znacie, pamiętacie? To kumpel Lubrańskiego był. Wszystko nam się spina. A kursywę obecnie używa się dla wyróżnienia w składzie poszczególnych słów lub niektórych partii tekstu złożonego antykwą. jak to sobie  tu poczyna Karolina A Cursive to także nasz znajomy band. Polubiliśmy się. Taki fajny, Pixisowski sugeruję z małej jako przymiotnik jest. [The Ugly Organ] Omahańczycy nagrali w 2003 roku. Jeden z cenzorów nazwał ten krążek [postmodernistyczną sztuką świadomą i rozkoszującą się własnymi ograniczeniami]. Dobre. W przeciwieństwie do poprzednio omawianego albumu, ten nie jest konceptem, a kawałki to króciutkie, aż i niespełna, trzyminutowe wariactwa w stylistyce meta-emo. Plus wiolonczela. I dziesięciominutowa suita z chórem. Muzyka do śledzika? Absolutnie nie. Za to w sam raz do czytania książek o książkach. Które wreszcie udało mi się zdobyć!

z graficznym pokręceniem / podstarzały graFIK

To na razie przerwa w cyklu [Bibliofilia zdeprawowana]. Lecz cdn. Książek o książkach nie brakuje...

sobota, 24 grudnia 2022

wtorek, 20 grudnia 2022

Kolor słońca to piekielny kolor? Czy dieta bogata w farbę, terpentynę i absynt jest eko i vege? Delirium, drgawki i uszkodzenie mózgu a żółcie z Arles. Van Gogh jak Formacja Nieżywych Schabuff

O czym to ja miałem powiedzieć? A teraz opowiem Wam o [Żółciach w Arles czyli o postrzeganiu barw]. Mnie z kolei opowiedział pan prof. dr hab. na wykładzie w Zamku tym, co nie jest Gargamelem. I usłyszałem, że Vincent van Gogh pisał, że [Tym, czym kolor jest na obrazie, entuzjazm jest w życiu]. O tak, barwa ma większe znaczenie dla naszego życia, niż nam się to wydaje. Barwa bardzo silnie wpływa na percepcję otaczającego nas świata. Czy da się to zmierzyć? Opisać? We wzory ująć? RIPem potraktować? A gdzie był ten żółty w tym wywodzie? A był, a wspomniany van Gogh nazywał kolor energii, słońca i radości [piekielnym kolorem]. Odwaliło mu? Cóż, stan psychiczny artysty nie był najlepszy. Wiecie co, jednak więcej Wam nie powiem. Może to Was zachęci do chodzenia na wykłady. Wiem, może Was teraz żółć zaleje. A nie o tym miało być.

Wymienił stryjek Boscha na van Gogha... Dość to osobliwy artysta, nie będę taki i chociaż o wykładzie nie opowiem, to jedno słówko o artyście zapodam. Artysty specjalnie przedstawiać nie trzeba. Słynął z tego, że lubił jeść farby i pić terpentynę. Bardzo to osobliwe. Van Gogh o całą epokę wyprzedził piramidę żywieniową, wiedział co jest eko, vege itp. No właśnie, tylko czy farby faktycznie takie były? Doktor Gachet, który zadbał o dietę artysty, uważał jego nieobliczalne zachowanie za rezultat zatrucia terpentyną właśnie oraz... Tak, ponoć do jego szaleństwa przyczyniła się także nadmierna ekspozycja na gorące słońce Prowansji. No patrzcie ino, słoneczko mu zaszkodziło... za dużo żółtego...

W książce [Trująca fasolka z Kalabaru] Peter Macinnis napisał, że niektórzy uważają, że Vincent van Gogh zatruł się Digitalis purpurea, czyli naparstnicą purpurową. Nawet krótko przed śmiercią namalował dwa portrety swego homeopaty, doktora Gacheta, oraz jego córki z naparstnicą. To tak, jakby sportretował przyczynę swojej śmierci. Tzn. czy doktor był zabójcą? Jego córka? Nie, naparstnica. Chociaż nie ma dowodów na to, że doktor przepisywał swemu pacjentowi digitalis. Ale ponoć upodobanie Vincenta do żółtego koloru i jego chwiejność emocjonalna spowodowane były zatruciem naparstnicą. Tylko czy o tym miało być?

Jeszcze jedno. Są i tacy fachowcy, którzy twierdzą, że przyczyną takiego stanu ducha van Gogha był absynt. Czyli nalewka na zielu bylicy piołunu, która w wielu krajach przed wybuchem pierwszej wojny światowej była zakazana. Taka nalewka miała podobno osłabiać pamięć, powodować delirium, drgawki i uszkodzenie mózgu. Lista znanych ludzi, którzy zażywali absynt jest długa. Sami intelektualiści. Zostawimy ich sobie na później. A wracając do naszego artysty,  ponoć oszalał on od picia tego trunku, a ściślej od alfa-tujonu, związku który ma coś wspólnego z aktywnym składnikiem konopii indyjskich. Oj, coraz lepiej, coraz lepiej, naprawdę o tym miało być?

Co z tą żółcią, bo zaraz mnie żółć zaleje! A to na przykład, że van Gogh zamieszkał w słynnym Żółtym Domu we wrześniu 1888 roku i wtedy namalował obraz [Żółty Dom – Place Lamartine 2]. Oczywiście mowa o jego nowej siedzibie w Arles, w której malarz oczekiwał na spotkanie z Paulem Gauguinem. Mega żółta jest także inna praca. [Taras kawiarni w nocy – Café de la Gare (Place Lamartine 30)]. Nad tym lokalem van Gogh wynajmował mieszkanie podczas urządzania słynnego Żółtego Domu. Żółty jest także [Dziedziniec szpitala w Arles]. To w tym szpitalu 23 grudnia 1888 roku, po gwałtownej sprzeczce z Paulem Gauguinem,  malarz obciął sobie ucho. Takie to ciekawostki kryje sobie w sobie tematyka żółci w Arles. Gdzie tutaj piekło? No cóż, już wiemy, że być może to skutki uboczne spożywania farb...

VAN GOGH  [DR UCK]
inspiracja: VAN GOGH [DR UNDER]

A teraz pora na Van Gogh. Ha, to ci dopiero, nie tylko Bosch ma swoje zespoły. Van Gogh to serbski, a wcześniej jugosłowiański, zespół rockowy z Belgradu. Van Gogh zaczynali od alternatywnego rocka, potem poszli w kierunku mainstreamowego rockowego brzmienia, a dalej w kierunku rocka elektronicznego. Taki jest właśnie krążek [DrUnder]. Dużo tutaj elektroniki, ale nie tylko. Bo utwór tytułowy mieści w sobie elementy disco, tanecznych rytmów, ale i rammstainowskie riffy i frazy. W tym jednym kawałku Van Gogh wymieszali wszystko co się dało. [Bulldog] jest szybki i skoczny, [Za godine tvoje] spokojniejszy i bardziej progresywny, [Yo Yo] krótki i rytmiczny z takim Schulzowym syntezatorem [mam na myśli Klausa], a [Tanka nit] i [Staka ako] to taka serbska wersja Formacji Nieżywych Schabuff z czasów [Wiązanki melodii młodzieżowych]. [Sve sto bih da znam] miesza w sobie nastroje fado i muzyki klezmerskiej. [Pupak] to znów electro, trans... Słowem, niezła mieszanka bałkańska... Jak to się stało, że w 2004 roku otwierali koncert Metallica? Może wszystkiemu winien absynt?

z graficznym pokręceniem / podstarzały graFIK

wtorek, 13 grudnia 2022

O kolorze dla dorosłych. 16+. Plakaty bez pikselozy na formacie B1. Plakaty reklamowe i animowane. Plakaty od pani profesor Kai. Plakaty w okładkach płyty są pełne złości i nienawiści

O czym to ja miałem powiedzieć? A teraz opowiem Wam o przełomie, który przyniósł sławę peintres graveurs [malarzom-grafikom] i nobilitację grafice jako dziedzinie sztuki. No wreszcie biedaki przestali być biedakami. Przestali? W każdym razie wystawę [Tryumf koloru] zbudowano wokół zagadnienia koloru, jego istoty, natury, właściwości, struktury, historii, zastosowań. Tak piszą mądre osoby, w zajawce wystawy. Ale wystawa to nie wszystko. O nie, potańcówki też będą? Oj, nie w tym kierunku podążyła myśl, w którym powinna była podążyć. Ale wiele się dzieje dobrego, bo oprócz wystawy są i warsztaty np. [Druk z kamienia litograficznego], [Walka o kolor! – warsztaty z sitodruku], [Symbolika, estetyka i rola koloru w sztuce i psychologii w różnych społecznościach i kulturach świata]. Dzieje się dzieje, a i takie tylko dla dorosłych są. Łał. O kolorze dla dorosłych. 16+. Co się tam będzie działo? Chyba nie o tym miało być.


A plakat tak w ogóle, według definicji słownika PWN, to [duży arkusz papieru zawierający informację w formie graficznej, często reklamę czegoś; też: artystyczny gatunek grafiki użytkowej]. Swego czasu Andrzej Gołąb, czyli popularny Chochlik drukarski, w artykule [Plakat musi działać swoim przekazem i znakiem] wydrukowanym w Świecie Druku, przedstawił artystkę prof. Kaję Renkas, która zajmuje się plakatem, projektowaniem graficznym i grafiką warsztatową. Pani profesor powiedziała, że plakat jest zazwyczaj odpowiedzią na jakiś wcześniej zadany przez klienta lub samego artystę temat. Czyli artysta właściwie nie może sobie zaprojektować plakatu ot tak, dla własnego widzimisię, bo musi mieć tekst informacyjny. Powinien być próbą opowiedzenia historii i powinien działać swoim przekazem i znakiem.

I kolejną ważną rzecz pani Kaja Renkas powiedziała. Wpajam to adpetom sztuki graficznej, ale nie zawsze mnie słuchają. Może zatem posłuchają osobę, która prowadziła warsztaty dotyczące projektowania graficznego oraz plakatu m.in. w North Wales School of Art & Design, Wrexham (Walia); Northern Illinois University, DeKalb (USA); Bilkent University, Ankara (Turcja); UNAM University (Mexico City); Haight Street Gallery (San Francisco). I bierze udział w najważniejszych światowych imprezach plakatowych. Oraz jest laureatką wielu nagród i wyróżnień. Otóż od strony technicznej, czyli nazwijmy to w DTP plakatu, ważne jest by zadbać o odpowiednią rozdzielczość używanych grafik. Bo plakat drukowany jest najczęściej na formacie B1, który nazywany bywa właśnie formatem plakatowym. Stąd, by powiększanie tych grafik na tak duży format nie skutkowało pikselozą, warto elementy graficzne rastrowe tworzyć w wyższych rozdzielczościach czyli ppi. Z wektorowymi elementami to nie ma problemu, bo taką grafikę możemy bezstratnie skalować do woli. To jej największa zaleta. Ale nie o tym miało być.

Pani Kaja Renkas projektuje też plakaty animowane, czyli mega nowoczesne za pomocą aplikacji. A historia plakatu sięga początków XV stulecia, kiedy to zaczęto ozdabiać drukowane teksty informacyjne lub reklamowe ozdobnymi czcionkami i ornamentami. Generalnie można powiedzieć, że na początku plakatu był afisz, w którym dominuje tekst, a forma graficzna jest tylko uzupełnieniem, ale z biegiem czasu, grafika zaczęła dominować, plakat wyodrębnił się jako jedna z form grafiki użytkowej. A w latach 1840-1845 Rouchon i malarz Paul Badry zaprojektowali cykl litografii reklamowych, co stanowiło bezpośrednią zapowiedź plakatu. Za pierwszego twórcę tej dziedziny sztuki można uznać postimpresjonistę Henriego de Toulouse-Lautreca, którego plakaty można również zobaczyć na wystawie Tryumf koloru, która to sprowokowała te moje gadki o plakacie, a która to powoduje, że ja grafik, nawet po wakacjach nie przestałem być grafikiem.

Na wystawie spotkamy także prace Julesa Chereta, który uznawany jest za ojca plakatu. No i oczywiście plakaty czeskiego grafika i malarza - Alfonsa Muchy. Nie ma niestety prac niemieckiego grafika Luciena Bernharda, który zafascynowany secesją, stworzył plakat reklamowy dla firmy Priester, produkującej zapałki. Jego prace charakteryzowały wyraźne znaki graficzne. To jeszcze dla porządku wspomnę polskich twórców plakatów: Stanisława Wyspiańskiego, Jacka Malczewskiego, Stanisława Kamockiego, Teodora Axentowicza oraz wymienionych przy okazji omawiania Galerii Plakatu w Krakowie. I Panią Kaję Renkas, która wystąpiła w niniejszym odcinku. I czas na mnie, bo wybieram się na wykład towarzyszący wystawie Tryumf koloru. A jak było opowiem Wam, albo nie.

MORBID ANILOX  [DRUCKFLEXO]
inspiracja: MORBID ANGEL [DOMINATION]

A teraz plakacik z okładką płyty. Moja pierwsza myśl podążyła do Gorefest i [Erase]. Świetnie zrobiona oprawa graficzna przechodząca w plakat. Ale tej płycie i temu zespołowi poświęciłem już specjalne miejsce w moich RIPowankach. Ale nie ma obaw, pozostaniemy na scenie metalowej najwyższej jakości. Morbid Angel również dołączyli plakat do swojej płyty [Domination]. Po jednej stronie mamy grafikę z okładki. W takim większym formacie robi jeszcze większe wrażenie. Ta przebarwiona kraina z dominującymi magentami i greenami budzi respect. To czwarty krążek Morbid Angel z 1995. Pierwszy z Erikiem Rutanem. Tutaj pojawiły się nowinki w świecie formacji, a wręcz oskarżenia o zdradę gatunku. Bo nie ma tutaj zabójczej szybkości, ale są średnie tempa i miażdżące zwolnienia. Dzięki Rutanowi riffy są bardziej melodyjne, ale przez to mniej brutalne. Na tej płycie znajdują się także efekty komputerowe, dzwonki i instrumentalne przerywniki - osadzone na bazie perkusji i klawiszy. Tak, to death metal najwyższej próby, szalony, pogmatwany, zakręcony i mroczny. To inny wymiar ekstremizmu w death metalu. A do tego plakat. Czy to płyta dla słuchaczy 16+? A być może, być może...

z graficznym pokręceniem / podstarzały graFIK

wtorek, 6 grudnia 2022

Znowu Hieronymus Bosch, ale ten, co junk punkiem był i chałupę na występie rozwalił. I znowu Sygryda, po której wielka dziura została. I znowu Kraków, bo plakaty stamtąd przyjechały. Tryumf koloru. I love colours

O czym to ja miałem powiedzieć? A teraz opowiem Wam o tym, że wszystkie drogi prowadzą do Hieronymus Bosch. Cholera, tak się przyczepił ten malarski epizod do tych opowieści RIPniętych w treści, że odczepić się nie może. O mój Boże! I do Nowej Zelandii nas tym razem zawiedzie. Ale nie zawiedzie. A po drodze mamy Galerię Plakatu Polskiego. A tam plakatów moc. Tak, teraz opowiem Wam o tym, że grafik po wakacjach nie przestaje być grafikiem. Taki już los grafika. Na wakacjach jest grafikiem i po wakacjach jest grafikiem. Jak śpi, je, tańczy, pije kawę, wydala ekskrementy to nie przestaje nim być. Ale nie o tym miało być.

A było to tak. Oczywiście zakłócę chronologię jak diabli, ale teraz to już jest mi wszystko jedno. Czy jest chronologia, czy jej nie ma. Czy jestem grafikiem czy nie jestem. Jak to, grafikiem jestem, nawet jak udaję, że nie jestem. A faktycznie było to tak, że po wakacjach, na których nie przestałem być grafikiem, zacząłem się rozglądać co by tu zrobić, by znów tym grafikiem się stać. Nieważne, że nie przestałem nim być. I tak się rozglądam za czymś ciekawym, tak w sumie pro forma, bo co niby miałoby być ciekawego w grodzie pierwszego wikinga i jego córki Świętosławy, co Sygrydą została. I królową szwedzką, duńską, norweską i angielską, żoną Swena Widłobrodego i Eryka Zwycięskiego oraz matką królów Haralda Svenssona i Kanuta Wielkiego. Teraz w tym grodzie jedna, wielka dziura jest. Nic tu nie ma. Góra piachu. Studnię kopią czy co? Bo tu sucho piekielnie jest. Za życia do piekła trafiliśmy? Ale nie o tym miało być.

I wiecie co? Pewnie bym się niczego nie dokopał w tej górze piachu, aż tu żona moja osobista przyszła mi z pomocą. No właśnie po to ma się żonę. Co tam wikt i opierunek, co tam pranie skarpetek, sam to potrafię, a jak. Ale znaleźć ekstra kulturę w tym całym bajzlu, to jest dopiero sztuka. I właśnie po to mam żonę moją osobistą, do takich zadań specjalnych. Znajdź mi coś fajnego, graficznego, coś, co nie jest w stylu bułkę przez bibułkę. I ona wynalazła oczywiście. Ma do tego talent. Zawsze wygrzebie coś z niczego. I oto mam. [Tryumf koloru. Arcydzieła grafiki francuskiej z przełomu XIX i XX wieku z kolekcji Muzeum Narodowego w Krakowie]. Ha, czy to się Wam przypadkiem nie spina?

Przyjechałem z wakacji z Krakowa, a Kraków za mną pojechał. Oglądałem plakaty w galerii w Krakowie, a one za mną przyjechały. Ciągnie za mną ta sztuka, jak muchy ciągną za zapachem kupy. Na szczęście w moim przypadku kupy w przedziale nie było. A mam wystawę. Plakaty do mnie przyjechały. Pierre Bonnard, Jules Chéret, Maurice Denis, Eugène Grasset, Henri Gabriel Ibels, Auguste Lepère, Lucien Pissarro, Pierre Puvis de Chavannes, Paul-Élie Ranson, Henri Rivière, Auguste Renoir, Paul Signac, Henri de Toulouse-Lautrec, Édouard Vuillard, Jacques Villon, Georges de Feure, Alfons Mucha, Félicien Rops i Alfred Sisley. Dzieła wielkich twórców z fin de siècle zagościły w Pałacu Cesarskim w Poznaniu. A mamy taki, nawet w tym prowincjonalnym, dziurawym, albo zabetonowanym mieście. I to nie jest ten Gargamel, w którym kiedyś była wystawa plakatu o krzesłach. Czyli mamy już w Pyrlandii co najmniej dwa zamki. Ale nie o tym miało być.

A o zbiorze arcydzieł grafiki francuskiej. I, co dla mnie szczególnie ważne, bo mam bzika nie tylko na punkcie RIPa, ale również i koloru, i zarządzania barwą, i pomiarów barwy, i w ogóle barwy w samej w sobie, [I love colours, I love, love, love], te plakaty to właśnie takie kolorowe są. Łał, naprawdę. Patrząc na te plakaty możemy prześledzić ewolucję zastosowania koloru w grafice, w której dotąd obowiązywał prymat czerni i bieli. Tak szczerze powiedziawszy, to ja się na tym etapie zatrzymałem. Kiedyś tam jakieś plamy barwne popełniałem, ale teraz, kiedy się zestarzałem, to już tylko czarne kreski mi wychodzą. Właśnie, czy wychodzą to też kwestia sporna. Ale nie o tym miało być.

HIERONYMUS BOSCH [SELF TIFF]
inspiracja: HIERONYMUS BOSCH [SELF TITLED]

Nie ma co prawda na wystawie dzieł Hieronima Boscha, ale skoro ostatnio stał się ów artysta patronem naszych spotkań, to wyciśnijmy z niego ile się da. Pora teraz więc na Hieronymus Bosch, ale nie tego ze Wschodu, gdzie hegemon sieje śmierć i zniszczenie, tego co grał technicznie, zanim hegemonowi odwaliło, ale na tego Hieronymusa Boscha co z krainy [Władcy pierścieni] pochodzi. A mianowicie z Nowej Zelandii. Ta grupa powstała w okolicach 1985 roku i zajęła się dark industrial experimental noise punkiem. Nie udało mi się dotrzeć do oryginalnych materiałów grupy, ale na pewnym kanale znalazłem materiał [Hieronymus Bosch - Feat. 'The Random Trollops' / Live-93'-Technohell 3]. To 23 minutowy set, nie wiem jak to nazwać? Koncert, teatr, performance. Instalacja? Muzycznie to industrial/techno/dark/ambientowe dźwięki. Podpis pod materiałem głosi, że muzycy wykorzystują magnetofony szpulowe, zapętlenia, poszatkowane wokale, stalowe przedmioty, syntezatory analogowe i automaty perkusyjne. Junk punk? Tak o nich pisano. Na występach formacji pojawiały się także poezje i pokazy slajdów. Ponoć na jakimś występie Bosch w szaleńczym rytuale rozwalili wnętrze jakieś rudery. Akt ten nazwano terroryzmem artystycznym. Pogrzebałem dalej i znalazłem performance z 2015 roku. To także kawał muzycznego szaleństwa. I to chyba już tyle w temacie Boscha, chyba że kolejna formacja o tak niebanalnej nazwie wyskoczy mi z głośnika.

z graficznym pokręceniem / podstarzały graFIK

Harmonia rządzi, harmonia radzi, harmonia nigdy was nie zdradzi

Ten numer DTPzine został wzięty w... harmonię.  A tak, harmonia tu, harmonia tam. Harmonia  z boku, do góry, na dole i jeszcze z drugiej str...