wtorek, 28 listopada 2023

Kiełbasa wyborcza w książce o typografii? Żołnierz nie może mieć mordy obitej. Saga czcionki Clarendon. Artykuły Clarendon by ograniczyć władzę kleru. [Czarna Brygada] nagrana dla PZPR?

O czym to ja miałem powiedzieć? A teraz opowiem Wam o tym, że niezły lans tutaj widzę. Na stronie 25 znajduje się fotka, którą podpisano następująco: [Premiera pierwszej części projektu Brygada 1918. Od lewej: Borys Kosmynka, Prezydent RP Andrzej Duda, Mateusz Machalski, Przemysław Hoffer. 29.05.2018 Pałac Prezydencki, Warszawa. Fot. Kasia Stręk]. No, no, co my tutaj mamy za towarzystwo. Najwyższa instancja. To wybory wtedy były, że trzeba było się tak pokazywać? Takie książki rozdawać? Kiełbasa wyborcza? Co, z rewitalizacji czcionek kampanię sobie zrobić? O rany, nie mogę, całą radość mi popsuło to zdjęcie. A tak się cieszyłem z całej tej historyjki o Brygada 1918. A kiełbasa wyborcza z tego wyszła. Ale nie o tym miało być.


Bo teraz, jak piszę te słowa, to dopiero mamy taniec połamaniec wyborczy. Powiedzmy dosadnie jak Gombrowicz: gęby z tych plakatów patrzą, co do koryta chcą się dorwać. Co jedna, to gorsza. I plakaty, co jeden, to gorszy. Wiszą na banerach, na skwerach, boiskach, płotach, murach... Straszą dzieci, straszą staruszki, chociaż akurat tym, to całkiem sporo obiecują. Ile to oni mają mieć tych emerytur? 14? Kto im zdjęcia robił? Nieuczesani, przekolorowani, źle wyseparowani z tła, jakby tak wyglądała żołnierska brygada, to byłoby źle. Ostatnio na Srebrnej Górze w twierdzy opowiadał przewodnik, że w armii pruskiej, to trzeba było dobrze wyglądać. Lśnić. Ciało całe mogło być obite, ale morda miała być nieskazitelna. Bo to wizerunek tworzy wojska. Ta gęba. A jak patrzę na te facjaty na plakatach... kurde naprawdę nie o tym miało być.

A o clarendonach. Nie o miastach, chociaż sporo ich jest. W Ameryce, Australii i nawet na Jamajce. Clarendon to krój antykwy dwuelementowej opracowany w 1845 roku w angielskiej odlewni czcionek R. Besley and Co. Nazwę ma od Wydawnictwa Clarendon w Oksfordzie. W 1953 roku font ten został przerobiony przez Monotype Corporation, a w 1953 roku Hermann Eidenbenz ulepszył ten font dla Haas’sche Schriftgießerei. Clarendon to krój szeryfowy, który został pierwotnie wygrawerowany przez wykrawacza Benjamina Foxa. Mitja Miklavčič opisuje podstawowe cechy projektów Clarendon jako: [prosty i mocny charakter, silne szeryfy w nawiasach, naprężenie pionowe, duża wysokość x, krótkie wzniesienia i zstępy, krój pisma o małym kontraście]. Z kolei Nicolete Gray widzi ten font jako [skrzyżowanie między rzymskim [rodzaj tekstu ogólnego przeznaczenia] i modelem szeryfowym płyty].

Wiecie z czym kojarzą się czcionki Calderon? Z listami gończymi i amerykańskim Starym Zachodem. Dlaczego? A dlatego, że bardzo często wykorzystywano je w ekspozycjach, np. w plakatach drukowanych na drewnie. Po wojnie Clarendony również radziły sobie całkiem dobrze. Jonathan Hoefler komentuje, że [niektóre z najlepszych i najbardziej znaczących Clarendonów to projekty dwudziestowieczne]. Łapię się na tym, że mówimy teraz o Clarendonach jak o jakieś wielkiej rodzinie. Ale jak tak sobie czytam literaturę na ten temat, to właściwie tak to wygląda. Bo mądrzy ludzie porównując projekt Clarendona do kroju pisma Slab piszą, że ten [używa nieco mniej wyrazistych szeryfów, które są umieszczone w nawiasach, a nie pełnych blokach, które rozszerzają się, gdy dochodzą do głównego pociągnięcia litery]. A Clarendon nie był jedynakiem, bo pojawiły się kroje z oznaczeniem [Ionic]. Tak, ciekawe to wszystko, tylko czy o tym miało być? 

Kurde, nie da się uciec od polityki. Nawet jak się rozmawia o czcionkach. Polityka w [Brygadzie 1918], polityka w Clarendonie. Bo w miejscowości o nazwie Clarendon zostały wydane przez króla Henryka II w 1164 roku procedury prawne, które kontrolowały wybory nowych prałatów. W ten sposób król przyznał sobie prawo do sprowadzania duchownych przed swoje dwory królewskie. Jedynie arcybiskup Canterbury Thomas Becket ośmielił się odmówić podpisu pod 16 artykułami Clarendon. Został za to wygnany do Francji, a papież Aleksander III potępił owe artykuły uznając za sprzeczne z wolnościami duchowieństwa. A zatem o to chodziło w opisie Brygady 18 [krój Brygada należy do rodziny Clarendonów...]. Co? A może chodziło tylko o to, że clarendon to po prostu typ tłustej czcionki? Pewnie tak, ale to wszystko takie ciekawe. Wpływy typografii na losy świata. Kryzysy i inne takie.

BRYGADA 1918 [FONT BRYGADA]
inspiracja: BRYGADA KRYZYS [CZARNA BRYGADA]


Zatem niech zagra Brygada Kryzys. Ten zespół to też kawał wielkiej historii. Całkiem niedawno, w czasie podróży koleją, pozwoliłem sobie przeczytać [Dziką rzecz] właśnie o tej polskiej muzyce i transformacji w latach 1989-1993. W kolejce czeka [Zagrani na śmierć. Mroczne ścieżki polskiego undergroundu]. Znów będę wiedział więcej o tym, jak się grało w tamtych czasach. W niej dużo o Brygadzie jest. Zresztą sama otoczka powstawania tej płyty, to temat na całkiem ceglaną książkę. Wizyta w Jugosławii, wydarzenia w kopalni Wujek, odmowa zagrania na Rock Estradzie 13 lutego 1982 roku... Co za otoczka. A jednak udało się nagrać płytę dla Tonpressu, wytwórni, która należała do Krajowej Agencji Wydawniczej – a więc w zasadzie do Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej! I tak można by długo, długo.. Kto, co, gdzie... [Czarna Brygada] została nagrana w składzie: Tomek Lipiński – wokal, gitara, Robert Brylewski – gitara, Irek Wereński – gitara basowa, Janusz Rołt – perkusja, Jarek Ptasiński – instrumenty perkusyjne, Tomek Świtalski – saksofon. Album uważany jest za pierwszy oficjalnie wydany w Polsce longplay z muzyką punkrockową i nowofalową. Brzmienie płyty jest garażowe, metaliczne, ostre, chropowate - to zasługa [Kuby] Nowakowskiego. Płytę podzielono na 2 części: strona A to utwory śpiewane po polsku, B - teksty angielskie. Muzyka, cóż: mroczna, psychodeliczna, dynamiczna, ale i rytmy reggae tutaj znalazły swoje miejsce. Wielki album w polskiej muzyce, a płyta ukazała się... kiedy zespół już praktycznie nie istniał. O do RIPa, w tej RIPowance spotkała się władza, kiełbasa, klan Calderonów, król i kler oraz PZPR. A miało być tylko o Brygadzie 1918. A wyszedł z tego... kryzys.

z graficznym pokręceniem / podstarzały graFIK

wtorek, 21 listopada 2023

Bez kuponu na pierogi nie ma konferencji. Grafik - twórca kupę ma roboty. Rewitalizacja fontów, by nie były jak zapomniane groby. Brygada 1918. Typeface revival project. Ja okej, a ty?

O czym to ja miałem powiedzieć? A teraz opowiem Wam o tym, że natenczas zakończyłem dygresję dygresji. Pora wrócić do dygresji głównej. Czyli pierwszej dygresji. Aczkolwiek RIP wiedzą czy ta jest pierwszą, czy kolejną, czy ostatnią. Znając życie, pewnie nie ostatnią. W każdym razie wracamy do grodu kopernikańskiego trochę popierniczyć o grafice. Raczej już nic nie wejdzie nam w paradę, bo i żołądek już pełny, bo drożdżówki i chleb świeży żołądek cieszą. Tak, cudowna piekarnia po drodze. I dla ducha też już coś jest. Książki dumne stoją już na półce, a wcześniej w konferencyjnej torbie leżakowały. Warsztaty drzeworytnicze już załatwione, obrączka fluorescencyjna na przegubie zaciśnięta, kupon na pierogi przejęty... cóż, więc pora na to, o czym miało być.


Kilka wątków warto tutaj przytoczyć. To może zaczniemy od mojej lubianej typografii. Otóż okazało się, że na projektowaniu fontów można całkiem sporo zarobić. Mówił o tym pierwszy prelegent - Mateusz Machalski. Mateusz mówił o swoich ciekawych projektach, o budowaniu marki osobistej, o plusach i minusach grafika freelancera. No właśnie. Grafika? Mateusz powiedział bardzo ciekawą rzecz. A mianowicie, że o takim grafiku pracującym na własny rachunek powinno się raczej mówić twórca. Dlaczego? Bo taki człowiek musi bardzo wiele rzeczy ogarnąć. Samo projektowanie to RIP w rastrze działań. Bo trzeba mieć głowę do autoprezentacji, do własnego marketingu, do zdobywania klientów, potem na pomysły, które oby nie skisły. Potem trzeba te projekty umieć prezentować, reklamować, zdobywać kasę na ich realizację. A potem tę kasę rozliczać. Czyli księgowym jeszcze być. Liczyć tę grubą walutę. Właśnie, czy my już tutaj grubo nie trąbiliśmy, że grafik to takie potężne słowo jest? A jakże, wiele stron elaboratu na ten temat się tutaj przelało. I co? No rację absolutną RIPnięty miał.

Twórca - grafik zatem wiele pracy ma. Szczególnie, gdy jest niezależnym projektantem. Nie tutaj miejsce i nie ten czas, by omawiać portfolio wyżej wspomnianego wielkiego twórcy. Naprawdę jest tego sporo. Chciałbym się tutaj skupić na jednym wycinku jego działalności. A mianowicie na rewitalizacji fontów. Ki RIP? To digitalizacja i restauracja starych czcionek, które po opracowaniu wektorowym stają się fontami. Przypomnijmy sobie, że metalowe prostopadłościany z oczkiem w kształcie litery to czcionka, w komputerze mamy fonty. Wiemy, rozumiemy. Podoba mi się taka nazwa. Rewitalizacja czcionek. Jest taka podniosła, dumna. Przywrócenie życia krojowi pisma, który pewnie popadł w zapomnienie. Zarósł chaszczami, jak zapomniany grób. RIP. Cześć jego pamięci. 

Z GrafConfu przywiozłem sobie taką pozycję [Brygada 1918. Projekt rewitalizacji kroju pisma. Typeface revival project]. Granatowa oprawa ze skrzydełkami. Tłoczenia oraz hot stamping ze złotą folią. Bardzo gustowna książeczka. W środku złotka również nie brakuje. Teksty w granacie w języku polskim i angielskim. Zdjęcia monochromatyczne w granacie. Bichromia? Z okazji 100-lecia odzyskania niepodległości przez Polskę przeprowadzono digitalizację fontu Brygada 1918. Ten krój pisma powstał w okresie II Rzeczypospolitej, najprawdopodobniej z okazji 10-lecia odzyskania Niepodległości, w warszawskiej Odlewni Idźkowski i S-ka. Odkryto go ponownie w 2016 roku podczas porządkowania zbiorów zabytkowych matryc do odlewania czcionek w łódzkim Muzeum Książki Artystycznej. Kapitalne to miejsce, ale teraz nie o tym miało być. 

Udało się zdobyć kasę, czyli grant, utworzyć zespół i rozpoczęto badania typograficzne i archiwalne. Efektem tych prac miało być zaprojektowanie i zaprogramowanie fontów dla rodziny kroju w sześciu odmianach. Co ciekawe, nie udało się jednoznacznie ustalić autora tej czcionki. Mateusz Machalski wysunął hipotezę, że Brygada może być dziełem Adama Półtawskiego. A to na podstawie grafemów znaków innych czcionek jego autorstwa. Brygadę opisano następująco: [krój Brygada należy do rodziny clarendonów, charakteryzuje go didotowy kontrast, belkowate szeryfy  oraz archaiczne formy liter [t] i [f], czy też łezkowate terminale.]. Mniam, co za RIPnięty opis. Zagłębimy się w niego następnym razem. Okej?

JUSTOWANIE [JA OFFSET, A TY?]
inspiracja: JANEK [JA OKEJ, A TY?]


Tak, to wszystko jest okej. Więc pora na [ja okej, a ty?]. Co to za brygada? Żadna brygada. To jeden człowiek jest. Wystąpił w Kombinacie tego samego dnia co Etterklang i Spring Equinox. Tego drugiego nie miałem okazji posłuchać, a i nie znalazłem żadnego dźwięku w czeluściach sieciowych. Może dlatego, że to nowy projekt dwóch braci, którzy dopiero co ogarniają swoją nową muzyczną tożsamość. Mówią o muzyce, że to noirowy folk inspirowany muzyką z obu stron Atlantyku. Jak będziecie czytać te słowa, to z pewnością jakiś materiał będzie już dostępny. A zatem pora na Janka. Młodego, szesnastoletniego chłopaka, [który za swój cel przyjął przekazywanie innym swoich emocji. Jego muzyka to obraz codziennych przeżyć młodych ludzi i tego, co dla nich aktualne i ważne.]. Tak po pierwszym kontakcie muzyka skojarzyła mi się z projektem Fismoll. Muzyka pełna emocji, wrażeń, życia. Subtelna gitarka i głos. I nic więcej. Janek się pyta [jak się czujesz] w [ja okej, a ty?]. Dobrze się czuję. [Nie będę płakał]. To kawałek z towarzyszeniem fortepianu. Tutaj pojawiają się także delikatne instrumenty perkusyjne i wokal Afgvn czy jakoś tak. Klimat Janka jak najbardziej zachowany. W [Między nami] mamy delikatny bit i damski wokal. [Całkiem zmienił nas ten świat] ekspresją przypomina mi Ralpha Kamińskiego. Subtelna elektronika, pogłosy. To jest naprawdę dobre. Nie trzeba brygad, setki dźwięków, wieloosobowych chórów, by czarować muzyką. Ja mówię ok, a ty? 

z graficznym pokręceniem / podstarzały graFIK

wtorek, 14 listopada 2023

Klika zintwórców hermetyczna jest. Basen, fitness club, kasyno, sushi bar, trattoria... Grochowskie antykwariatowanie i wariowanie. I jeszcze winylobranie. Renaissance w awangardzie i jazzie

O czym to ja miałem powiedzieć? A teraz opowiem Wam o tym, że z tymi zinami tak kolorowo nie jest. Owszem, ziny fajne są i basta. Ziny trzeba robić, rysować, pisać, kserować, drukować, powielać, rozdzielać, dawać, no dobra, takie czasy, że i sprzedawać. Ale, ale... i to nie moja opinia jest, to środowisko tych ziniarzy to takie hermetyczne jest. Że ktoś tam bał się podejść, bo oni tam się wszyscy znają, ze sobą rozmawiają... A co mieliby się nie znać, spotykają się ciągle na zinefest, to są trochę jak jedna rodzina, by nie powiedzieć klika. Ale tak chyba ma każda grupa klikarska. Ci co w sutannach latają też tak mają, ci co dzwonią do chaty by pogadać o bogach też, a kopacze piłki? Ale chyba nie o tym miało być.


Ale coś w tym jest. Bo tym razem też jakoś nie załapałem dialogu z autorami. To akurat mnie nie dziwi, bo jako jednostka wybitnie aspołeczna miewam z takimi rzeczami problemy. To znaczy z nawiązywaniem relacji czy jakoś tak to się mówi. Pogadałem jednak z kimś tam, pogadałem, przekazałem parę numerów zinów moich... i zwinąłem kredens. To znaczy nie zabrałem tam żadnego kredensu po cioci, tylko chodziło mi o to, że zakończyłem swoją wizytację na zinfeście. Lub zinefeście. Raz piszę tak, raz tak, a co mi tam. Inna sprawa, że na sali było tak jakoś duszno, parno... atmosfera? Ha, chyba szukam dziury w całym, może po prostu to nie mój dzień na wielkie zinowanie.

Chyba bardziej już myślałem o drugiej imprezie. A tak, do Poznania przyjechał słynny Antykwariat Grochowski. Ile ja o nim już słyszałem, ile razy miałem tam być, ile razy miałem odwiedzić przy okazji wizyty w stolycy, ile razy miałem na witrynę internetową zajrzeć... Bez liku. Więc antykwariusze wzięli sprawy w swoje ręce. Nie czekali, aż w końcu zachowam się jak prawdziwy RIPownik i szanownie udam się z wizytą, i zakupię małe co nieco, tylko spakowali co mieli i przytargali do City Parku. Co to? A takie miejsce dla vipów. Nowobogackich.  Kompleks apartamentowy, hotelowy, handlowy i gastronomiczny. Kiedyś były tutaj koszary ułanów. Teraz mieszkają dobrze sytuowani ludzie. Trzeba przyznać, że architektura osiedla jest świetna, bo nawiązuje do historycznych zabudowań wojskowych - wszystko w czerwonej cegle, dopieszczone w detalach. Mieszkania, apartamenty, sklepy, galerie, basen, fitness? club, kasyno, delikatesy, cukiernia, sushi bar, trattoria, kawiarnia. I stragany. I gdzieś tam między nimi książki. Tak, o tym miało być.

Antykwariat Grochowski rozłożył swoje dobra szerokim łukiem. To znaczy bez tego łuku, bo stragan stał w linii prostej. Ale tak się chyba mówi. Książki, książki i jeszcze raz książki! Morze książek czy las książek? Masa książek. Wszystko za pięć zeta! W tak bogatym kompleksie wielka wyprzedaż książek. Przyszli biedacy do bogatej dzielnicy tanie książki kupować. To ci dopiero. Ile to można kupić książek za 5 zł? Nieskończenie wiele, dlatego widziałem takich, co faktycznie obładowani i uchachani zdobytym łupem wracali. Czytelnictwo upada? Książek ludzie nie czytają? Przerzucili się na te digital book? Na pewno nie w tę sobotę.

A ja, RIPnięty, wybredny byłem. Nie nastawiłem się na kupno hurtowe. Bo i nie mam już za bardzo gdzie tego wszystkiego schować. Regały pieleszy domowych, czytaj domowej biblioteki, osiągnęły już stan swoich możliwości. Dalej to już tylko niemożliwość będzie. Zatem hasłem moich poszukiwań było słowo książka. Biblioteka. Druk. Księgarnia. Kolor. Kurde, to nie jedno słowo, a kilka. Niby zawęziłem swoje poszukiwania, ale jednak szeroko poszedłem. I dobrze zrobiłem, bo przynajmniej do domu wróciłem z 4 łupami, a nie 40. Pewnie, że było żal widząc pozycje, które mnie interesowały, ale co zrobić. Rygor to rygor. A zatem kupiłem dwie pozycje, które już miałem. Na prezenty. Co, używane książki na prezenty? A co, to niby one gorsze? No. A sobie sprawiłem: [Ekwinokcjum] Michela White'a - kapitalny tytuł, naprawdę. Oraz [Prawdziwe kolory] Doris Mortman. Tu malarka, tam pisarka. Cacy. To był zdecydowanie mój dzień na wielkie książkowanie, antykwariatowanie i przy tym wariowanie.

REPRODUCTION [REPRODUCTION]
inspiracja: RENAISSANCE [RENAISSANCE]

I winylobranie. Bo oprócz Pet Shop Boys w moje szpony wpadła pierwsza płyta Renaissance zatytułowana, a jakże [Renaissance]. Kolejna perła. Cacy cudeńko. Płyta z 1969 roku. Tego samego, w którym ukazał się debiut King Crimson, Yes i Genesis. Mam już [Novella], [A Song for All Seasons] i [Azure d'Or]. Klasyki, w których prym wiedzie Annie Haslam uwodząca swoim głosem przy dźwiękach przyjemnego, symfonizującego rocka. Ten album jest inny. I, dla mnie, chyba najlepszy. Jestem oczarowany psychodelią, jaką serwuje na tym krążku Renaissance. Jedenastominutowej suity [Bullet] nie powstydziliby się wspomniani Karmazynowi. Progresywna jazda z elementami awangardy i jazzu. Harmonijkowe solo, pseudo gospelowe chórki - płynie ten kawałek jak mantra. Podobnie ma otwierająca album suita [Kings and Queens]. Zaczyna się fortepianową impresją, która rozkręca się do rozmiarów psychodelicznej fantazji. [Island] i [Wanderer] są jakby zapowiedzią później czasów. Gitara akustyczna, klawesyn, wpływy folku i żeńskie wokale - w roli wokalistki wystąpiła siostra Keitha Relfa, Jane. Dla mnie kapitalna płyta, znalazłem z nią wspólny język [ucho] od pierwszego dźwięku. Nie znalazłem go z zintwórcami. Tak, to był zdecydowanie dzień na antykwariatowanie i winylobranie.

z graficznym pokręceniem / podstarzały graFIK

wtorek, 7 listopada 2023

Chronologiczny sadysta i czasoprzestrzenny świr. Dom Tramwajarza, w którym wszystko jest oprócz... tramwajów. W kinie Amarant krzesła z kina Bałtyk były. Seanse bez zasmradzaczy kinowych. Zinfest to święto zinów. Wspaniała płyta popowa antythatcherowa

O czym to ja miałem powiedzieć? A teraz opowiem Wam o tym jak chronologicznym sadystą zostałem. Aż tak źle? Z Krakowa się wyautowałem, mimo że to już trochę czasu temu było. Do Torunia się przeniosłem. Akcja działa się całkiem niedawno. Miast ku pamięci pisać, co mi ślina na język przyniesie, skoro już dotarłem do konferencji, po wyboistej drodze pełnej przygód, bulwarowych dziur, gotyckich koncertów, wolnych, tęczowych marszów, śladem toruńskich piekarzy, to znowu wszystko diabli wzięli. Niepoczytalny jestem czy co? Czasoprzestrzennym świrem? A jak jestem, to co? Ale chyba nie o tym miało być.


A o tym, co wydarzyło się w weekend, który jeszcze trwa. Czyli można powiedzieć, że to jest jeszcze to miejsce i to jest ten czas. Miejsce: dziurawy Poznań. Czyli powrót do macierzy. Ale akurat przestrzenie, które będą bohaterami akcji, jakoś uchowały się od zniszczeń remontowych. I, co u mnie nie jest wcale takie oczywiste, od razu przechodzę do rzeczy. Miejsce pierwszej akcji: Dom Tramwajarza w Poznaniu. Łał, na tramwaje się wybrałem, popularne poznańskie bimby? Nie, nie, nie, to Bibliofilia zdeprawowana, zatem wątek czytelniczo-pisarsko-księgarsko-biblioteczno-wydawniczy musi być. Dom Tramwajarza wiele funkcji pełni, a z pojazdami to niewiele ma wspólnego. Czyli nic.

Swego czasu uwielbiałem tam chodzić na seanse kina studyjnego. Amarant się ono nazywało. Ambitny repertuar tam prezentowali. Mieli te stare, trzaskające krzesła kinowe. Seanse wspaniałe, bez popcorna tego, koli i innych tych zasmradzaczy kinowych. Bez reklam i masy lansu. Ze mną na takim seansie przeważnie były 2, 3 osoby. Jak było kilkanaście osób, to już był tłok. Wspaniały klimat, zupełnie inny odbiór filmu. Cisza, spokój, nawet pierdnąć nie było można. AAA, te krzesła to pochodziły ze zburzonego w 2002 kina Bałtyk. A tak w ogóle, to piękny budynek jest. Został zbudowany na podstawie projektu Adama Ballenstaedta, z wystrojem rzeźbiarskim Mieczysława Lubelskiego. Łączy w sobie nawiązania do baroku ze śladami prądów ekspresjonistycznych. Mądrze opisują to mądrzy ludzie. Ale teraz nie o tym miało być.

Teraz, gdy nie ma już kina, mają tutaj miejsce różne imprezy kulturalne, bo jest tutaj potencjał. Jest duża sala [ta od kina], są sale warsztatowe i jest restauracja. Pięknie. Najgorzej by było, gdyby nic się nie działo, a budynek by niszczał. W samym sercu Jeżyc. Przy Słowackiego 19/21. Zbudowany w latach 1925 - 1927. I goszczący dnia 16 września roku wyborczego 2023 zacną imprezę. Otóż tego dnia, miast pierniki wspominać i Granconf w swoim sercu i umyśle rozważać, wybrałem się Zinfest. Tak, byłem rok temu, byłem i w tym roku. Tutaj w tym dniu rezydowali maniacy tych wspaniałych form drukowanych, jakimi są przecież ziny. Zinfest 2023 roku się zadział. O!

I ja tam byłem i ziny czytałem. I nie tylko ziny. Masę tego było. Ziny, komiksy, przypinki, naklejki, ilustracje, grafiki... Dużo wystawców, mało miejsca... ale taki to już urok, że trzeba się przecisnąć, by cel osiągnąć pożądany. Jak tak sobie pogadałem, to dowiedziałem się, że rocznie gdzieś tak około 100 numerów zinów się ukazuje. Całkiem ładna liczba. W tym weźmy 12 numerów DTPzine. No dobra, może to nie jest aż taka klasyka zina, bo to periodyk edukacyjny jest, no ale jest. To dlaczego się nie wystawiałem ze swoimi pracami? Bo kurde przegapiłem ten moment zapisów. Na Zinfest, jak do lekarza na NFZ, zapisywać się trzeba dużo wcześniej. Ale już sobie zapisałem w kalendarium telefonicznym przypomnienie, żeby się zapisać i stragan swój mieć. I bratem w zinie się stać.


PRINT SHOP BOYS [AUTOTYPE]
inspiracja: PET SHOP BOYS [ACTUALLY]

A teraz o płycie, którą zakupiłem na innej imprezie, która miała miejsce tego dnia. Moim łupem padło [Actually] - drugi studyjny album duetu Pet Shop Boys. Prawdziwy rarytas! Moje lata młodości. Jak dzisiaj na rowerówce z kawą i tartą na deser po udanej wycieczce stwierdził mój partner w DTP, operator druku cyfrowego, to album samych hitów. I tak jest w istocie. Na winylu jest 10 kawałków. Wszystkie to przeboje. Jak ja się cieszę! Krążek niezwykły, a ponoć zrodzony z nienawiści do [thatcheryzmu] po trzeciej wygranej Margaret Thatcher w wyborach do Izby Gmin i objęciu funkcji premiera rządu Wielkiej Brytanii. A to przecież doskonała muzyka popowa, do tańca. Pełna rozmachu aranżacyjnego, pełna gości i smaczków. To nie jakieś tam disco. Nie sposób opisać każdego kawałka. [Once More Chance] porywa do tańca piskiem opon i dzwonkami. [What Have I Done to Deserve This?] ma niezwykły duet z Dusty Springfield. [It Couldn’t Happen Here] został skomponowany do spółki z [Ennio Morriconem], a w tle pobrzmiewa orkiestra Angela Badalamentiego, [Rent] - kawałek o prostytutce urzeka, wspaniały taneczny [Heart] to ponoć miłosne wyznanie poczynione z myślą o Madonnie, a [It’s a Sin] to pieśń, która podbiła świat, chociaż mądrzy ludzie mówią, że to najsłabszy kawałek na krążku. No jeśli tak, to szacun. Tak, mam teraz [Actually] w swojej płytotece, mam kilka nowych zinów. Może i jestem czasoprzestrzennym świrem, ale kto mi zabroni, no kto? Czy to grzech?

z graficznym pokręceniem / podstarzały graFIK

Harmonia rządzi, harmonia radzi, harmonia nigdy was nie zdradzi

Ten numer DTPzine został wzięty w... harmonię.  A tak, harmonia tu, harmonia tam. Harmonia  z boku, do góry, na dole i jeszcze z drugiej str...