wtorek, 7 listopada 2023

Chronologiczny sadysta i czasoprzestrzenny świr. Dom Tramwajarza, w którym wszystko jest oprócz... tramwajów. W kinie Amarant krzesła z kina Bałtyk były. Seanse bez zasmradzaczy kinowych. Zinfest to święto zinów. Wspaniała płyta popowa antythatcherowa

O czym to ja miałem powiedzieć? A teraz opowiem Wam o tym jak chronologicznym sadystą zostałem. Aż tak źle? Z Krakowa się wyautowałem, mimo że to już trochę czasu temu było. Do Torunia się przeniosłem. Akcja działa się całkiem niedawno. Miast ku pamięci pisać, co mi ślina na język przyniesie, skoro już dotarłem do konferencji, po wyboistej drodze pełnej przygód, bulwarowych dziur, gotyckich koncertów, wolnych, tęczowych marszów, śladem toruńskich piekarzy, to znowu wszystko diabli wzięli. Niepoczytalny jestem czy co? Czasoprzestrzennym świrem? A jak jestem, to co? Ale chyba nie o tym miało być.


A o tym, co wydarzyło się w weekend, który jeszcze trwa. Czyli można powiedzieć, że to jest jeszcze to miejsce i to jest ten czas. Miejsce: dziurawy Poznań. Czyli powrót do macierzy. Ale akurat przestrzenie, które będą bohaterami akcji, jakoś uchowały się od zniszczeń remontowych. I, co u mnie nie jest wcale takie oczywiste, od razu przechodzę do rzeczy. Miejsce pierwszej akcji: Dom Tramwajarza w Poznaniu. Łał, na tramwaje się wybrałem, popularne poznańskie bimby? Nie, nie, nie, to Bibliofilia zdeprawowana, zatem wątek czytelniczo-pisarsko-księgarsko-biblioteczno-wydawniczy musi być. Dom Tramwajarza wiele funkcji pełni, a z pojazdami to niewiele ma wspólnego. Czyli nic.

Swego czasu uwielbiałem tam chodzić na seanse kina studyjnego. Amarant się ono nazywało. Ambitny repertuar tam prezentowali. Mieli te stare, trzaskające krzesła kinowe. Seanse wspaniałe, bez popcorna tego, koli i innych tych zasmradzaczy kinowych. Bez reklam i masy lansu. Ze mną na takim seansie przeważnie były 2, 3 osoby. Jak było kilkanaście osób, to już był tłok. Wspaniały klimat, zupełnie inny odbiór filmu. Cisza, spokój, nawet pierdnąć nie było można. AAA, te krzesła to pochodziły ze zburzonego w 2002 kina Bałtyk. A tak w ogóle, to piękny budynek jest. Został zbudowany na podstawie projektu Adama Ballenstaedta, z wystrojem rzeźbiarskim Mieczysława Lubelskiego. Łączy w sobie nawiązania do baroku ze śladami prądów ekspresjonistycznych. Mądrze opisują to mądrzy ludzie. Ale teraz nie o tym miało być.

Teraz, gdy nie ma już kina, mają tutaj miejsce różne imprezy kulturalne, bo jest tutaj potencjał. Jest duża sala [ta od kina], są sale warsztatowe i jest restauracja. Pięknie. Najgorzej by było, gdyby nic się nie działo, a budynek by niszczał. W samym sercu Jeżyc. Przy Słowackiego 19/21. Zbudowany w latach 1925 - 1927. I goszczący dnia 16 września roku wyborczego 2023 zacną imprezę. Otóż tego dnia, miast pierniki wspominać i Granconf w swoim sercu i umyśle rozważać, wybrałem się Zinfest. Tak, byłem rok temu, byłem i w tym roku. Tutaj w tym dniu rezydowali maniacy tych wspaniałych form drukowanych, jakimi są przecież ziny. Zinfest 2023 roku się zadział. O!

I ja tam byłem i ziny czytałem. I nie tylko ziny. Masę tego było. Ziny, komiksy, przypinki, naklejki, ilustracje, grafiki... Dużo wystawców, mało miejsca... ale taki to już urok, że trzeba się przecisnąć, by cel osiągnąć pożądany. Jak tak sobie pogadałem, to dowiedziałem się, że rocznie gdzieś tak około 100 numerów zinów się ukazuje. Całkiem ładna liczba. W tym weźmy 12 numerów DTPzine. No dobra, może to nie jest aż taka klasyka zina, bo to periodyk edukacyjny jest, no ale jest. To dlaczego się nie wystawiałem ze swoimi pracami? Bo kurde przegapiłem ten moment zapisów. Na Zinfest, jak do lekarza na NFZ, zapisywać się trzeba dużo wcześniej. Ale już sobie zapisałem w kalendarium telefonicznym przypomnienie, żeby się zapisać i stragan swój mieć. I bratem w zinie się stać.


PRINT SHOP BOYS [AUTOTYPE]
inspiracja: PET SHOP BOYS [ACTUALLY]

A teraz o płycie, którą zakupiłem na innej imprezie, która miała miejsce tego dnia. Moim łupem padło [Actually] - drugi studyjny album duetu Pet Shop Boys. Prawdziwy rarytas! Moje lata młodości. Jak dzisiaj na rowerówce z kawą i tartą na deser po udanej wycieczce stwierdził mój partner w DTP, operator druku cyfrowego, to album samych hitów. I tak jest w istocie. Na winylu jest 10 kawałków. Wszystkie to przeboje. Jak ja się cieszę! Krążek niezwykły, a ponoć zrodzony z nienawiści do [thatcheryzmu] po trzeciej wygranej Margaret Thatcher w wyborach do Izby Gmin i objęciu funkcji premiera rządu Wielkiej Brytanii. A to przecież doskonała muzyka popowa, do tańca. Pełna rozmachu aranżacyjnego, pełna gości i smaczków. To nie jakieś tam disco. Nie sposób opisać każdego kawałka. [Once More Chance] porywa do tańca piskiem opon i dzwonkami. [What Have I Done to Deserve This?] ma niezwykły duet z Dusty Springfield. [It Couldn’t Happen Here] został skomponowany do spółki z [Ennio Morriconem], a w tle pobrzmiewa orkiestra Angela Badalamentiego, [Rent] - kawałek o prostytutce urzeka, wspaniały taneczny [Heart] to ponoć miłosne wyznanie poczynione z myślą o Madonnie, a [It’s a Sin] to pieśń, która podbiła świat, chociaż mądrzy ludzie mówią, że to najsłabszy kawałek na krążku. No jeśli tak, to szacun. Tak, mam teraz [Actually] w swojej płytotece, mam kilka nowych zinów. Może i jestem czasoprzestrzennym świrem, ale kto mi zabroni, no kto? Czy to grzech?

z graficznym pokręceniem / podstarzały graFIK

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Harmonia rządzi, harmonia radzi, harmonia nigdy was nie zdradzi

Ten numer DTPzine został wzięty w... harmonię.  A tak, harmonia tu, harmonia tam. Harmonia  z boku, do góry, na dole i jeszcze z drugiej str...