{dream _2}
Topiły się jak masło pozostawione na słońcu. Musiał uważać,
by się nie poparzyć. Nie chciał także wywołać pożaru. Chciał tylko je roztopić.
Zamienić w bezkształtną masę. Plamę bezużytecznego materiału. By nie mogły już
służyć nikomu i niczemu. Niech spłoną na wieki. Ogień – parsknął – symbol życia
i energii witalnej. Ale nie tutaj i nie teraz. Tego wieczoru był uosobieniem
gwałtowności i grozy. Tak, ogniste emocje: miłość, nienawiść, pasja. Palił je z
miłości. By doznały oczyszczenia. Miały być ofiarą całopalną. Jak zniszczenie
Sodomy i Gomory. Bo mieszkańcy byli niegodziwi i rozpustni. Ogień ma być
natchnieniem. Po to Neron podpalił Rzym, by z widoku płonącego miasta czerpać
inspirację. By widok płonących na stosach chrześcijan, oskarżonych o podpalenie,
był źródłem jego szaleństwa i opętania. Artysta. Ale on nie był szalony. Miał
plan i musiał go zrealizować.
Ogień pracował. Brał jedną po drugiej i podkładał pod
palnik. Trzymał przez szczypce tak długo, dopóki nie utraciły swoich
wyrazistych kształtów. Kropla po kropli kapały na podłogę. To był ostatni
moment. W szkole nie było jeszcze czujników przeciwpożarowych. Ale po remoncie
już będą. Nie miał problemów, by wnieść butle i palniki do szkoły. Kręciło się
tutaj tylu robotników, że nikt nie zwrócił na niego uwagi. Chociaż po akcji w
bibliotece musiał być ostrożny. Szwendała się tutaj policja, a i pracowników
było jakby więcej. Kiedy przechodził obok biblioteki, poczuł dreszcz emocji.
Tam dokonał się pierwszy akt zniszczenia. I tam jako pierwsze nastąpi
odrodzenie. Jak Feniks z popiołów.
Syknął! Swego zamyślenia omal nie przypłacił poparzeniem.
Zbyt nisko opuścił dyszę palnika. Skarcił siebie w myślach. Musi się bardziej
skoncentrować. By przez nieuwagę siebie nie oczyścić. Ogień – dar od bogów i dla
bogów. W ceremoniach ofiarnych ogień miał spalić ofiarę i wyzwolić woń. Tyle mu
ludzkość zawdzięcza. Jak na ironię, ogień posłużył do tego, by je stworzyć, a
teraz służy do tego, by je zniszczyć. Historia zatoczyła koło.
Uśmiechnął się pod nosem. „Come on baby, light my fire, Come
on baby, light my fire” – zanucił pod nosem wielki hit The Doors. Dawaj, mała,
wznieć mój ogień. Spróbuj podpalić noc całą. Miał jednak nadzieję, że praca nie
zajmie mu całej nocy. Ale było co robić. Sięgnął po kolejną. Obejrzał
dokładnie. Arcydzieło. Wspaniała. Ciągle dostojna, ciągle chętna, mimo upływu
czasu i doświadczenia życiowego. Jeszcze ta jedna i musi sobie zrobić przerwę.
Zgasił palnik i podniósł delikatnie roletę. Miasto spało.
Cisza. Podjechała taksówka. Wysiadła z niej roześmiana para. Środek tygodnia
nie był przeszkodą, by się dobrze zabawić. Czemu nie, ponoć żyje się raz. Ogień
jest także symbolem namiętności, rozpalonej żądzy. Miłości. Pożądania. Jest
seksualnością. Dziewczyna w czerwonej sukience spojrzała w jego kierunku. Czy
coś dostrzegła? Czy zdradził go jakiś odblask? Nie, w sali było ciemno, a on
też był ubrany na czarno. To ona była widoczna w tym ognistym stroju. Ognistym
zapewne nastroju. Krótko przed ognistymi chwilami, których zapewne za chwilę
miała zaznać.
A teraz on z pomocą ognia niszczył. Musiał jeszcze tylko
zostawić znak. Wybrał te trzy. Tym razem trzy ocaleją. I poniosą przekaz.
A zecernia płonęła.
Cdn.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz