wtorek, 8 listopada 2022

Córka osobista RIPniętego niedaleko pada od RIPniętego. O drukarzach, w książce o Lubrańskim Janie, wzmianki się znalazły. Aldus Manucjusz spłodził synów, a o grzeszkach Doroty dowiemy się od Cursive

 O czym to ja miałem powiedzieć? A teraz opowiem Wam o tym, jak wparowała do mnie moja starsza córka osobista i już kompletnie rozpierniczyła mi chronologię tej opowieści dziwnej treści. Tato, bo ja sobie pamiątkę kupiłam z wycieczki. Pamiątkę, super, wreszcie nie książkę, nie będzie sobie psuć oczu czytaniem po nocach. A co tam masz córciu ma osobista, zapytałem i oniemiałem. Patrz tato, [Godziemba. Opowieść o Janie Lubrańskim] mam. W tej książce o drukarzu jest i o bibliotece. Byłem RIPnięty. Tak, niedaleko pada osobista córka RIPniętego od RIPniętego właśnie. Nie o tym miało być, ale będzie musiało być.

A było to tak... Starsza moja córcia osobista pojechała na wycieczkę. Ubrała się elegancko na tzw. galowo. I ze swoją klasą, pojazdami komunikacji miejskiej żółto-zielonymi, udała się na poznańską wyspę, którą Ostrowem Tumskim nazywamy. Nie wiem dokładnie w jakim budynku była, bo ciekawych miejsc tam wiele, prawie jak w Krakowie, i nawet w wakacje wiele z nich zwiedziliśmy i nawet w miejską grę zagraliśmy. W każdym razie, na owej wyspie, starej, pamiętającej powieści opisane przez Cherezińską i posiadającej odciśnięte stopy pierwszych polskich władców, spotkała się ma latorośl, nie padająca daleko od RIPniętego, z autorką książki tj. Elizą Piotrowską i ową książkę do domu przywiozła, płacąc za nią polskimi złotymi. A książka owa szlachetnie wydana jest, bo i ów niedawno wspominany soft-touch posiada [pamiętamy, milusi] i lakier selektywny. Ale tym razem nie o tym miało być.

[Godziemba. Opowieść o Janie Lubrańskim], jak tytuł wskazuje, to opowieść o Janie Laubrańskim. Bogato ilustrowana. Nasz egzemplarz wzbogacony autografem autorki został. Jan Lubrański pięknie nam spina sagę krakowską, wciąż niedokończoną, z poznańską, bowiem przyjechał z Krakowa do Poznania, gdzie sprawował urząd biskupa poznańskiego i założył wspaniałą Akademię Lubrańskiego właśnie. Mądry to człowiek był, z królami się zadawał, synody zwoływał, kościoły i szpitale fundował, katedrę poznańską wyremontował, fortyfikacje wznosił, ulice brukował i, wspomnianą już, nowoczesną renesansową akademię założył. Ot, prawdziwy człowiek renesansu. Ale nie o tym miało być.

A o drukarzach, bo o Janie Lubrańskim poczytacie w książce owej. Ale na co mi moja córka osobista zwróciła uwagę? A na to, że już na stronie 5 jest wspomnienie o Janie Gutenbergu. Spotykamy go w momencie, gdy cieszy się ze swojej pierwszej wydrukowanej książki. A tą książką jest Biblia. I jeszcze mądre zdanie tutaj pada, że teraz już książek nie trzeba będzie pisać ręcznie. Co prawda, to prawda. Na stronie 9 mamy wspomnienie dorastającego mistrza, o którym także niedawno było. To akapit o Leonardzie da Vinci, którego ojciec nie zgadza się na studia, bo zbyt dużo kosztują. Lubrański także do Włoch pojechał. Na stronie 15 [znów nieparzysta strona czyli recto] czytamy, że Jan w Wenecji zaprzyjaźnił się z Aldusem Manucjuszem, który był kolekcjonerem antycznych rękopisów i właścicielem najważniejszej w Europie drukarni! Właśnie, to jesteśmy w domu!

Dorobek Manucjusza jest ogromny. W 1494 roku założył w Wenecji drukarnię i wydawnictwo. Wydawał podręczniki do gramatyki, traktaty gramatyczne starożytnych językoznawców, leksykony, słowniki frazeologiczne, dzieła Platona, Arystotelesa?, Apoloniusza i Plutarcha. Drukarnia nakładowa to nie wszystko. Założył także Neakademię Alda Manucjusza czyli stowarzyszenie uczonych humanistów. Wspaniale. Ale nie samymi drukami człowiek żyje. W 1505 roku Aldus ożenił się z Marią Torresano z Asoli. Było to małżeństwo z rozsądku czyli biznesowe? Bo wcześniej ród Torresano kupił drukarnię założoną przez Nicholosa Jensona w Wenecji. Zatem małżeństwo przypieczętowało połączenie się dwóch ważnych firm wydawniczych! Tak się kiedyś żenili. A o wyczynach Aldusa, [nie w alkowie, chociaż tam też mu nieźle szło, bo spłodził dwóch synów], w drukarni będzie następnym razem, bo te były zaiste imponujące. 

CURSIVE [HAPPY HUE]
inspiracja: CURSIVE [HAPPY HOLLOW]

A teraz o zespole Cursive. Dlaczego? Bo Aldus stworzył między innymi krój zwany cursiva Aldina. A Cursive stworzyli wybuchową mieszankę... no właśnie czego? Rocka, punka? Kurde, zespół z rozwiniętą sekcją dętą zawsze musi intrygować. A trąbki, saksofony walą tutaj prosto z mostu. Album jest konceptem opowiadającym historię mieszkańców pewnej amerykańskiej prowincjonalnej mieściny. A właściwie ujawniającym ich wady i grzeszki. Jedną z bohaterek jest niejaka Dorota. Ona też grzeszy? Dobre pytanie. Można ją ujrzeć w jednym z teledysków. Niczego sobie. Ależ, ależ... [Happy Hollow] to pełna energii, wybuchowa, surowa, trochę szalona i dynamiczna płyta, ale jazzujące zwrotki i balladki też tutaj się znajdą. Po tym krążku [piątym w karierze, wydanym w 2006 roku] Cursive suportowali Against Me! i Mastodon. To świadczy o ciężarze gatunkowym tej muzyki i o  klasie formacji. W 2012 roku Cursive zawitali do Poznania. Nie pozostawili po sobie takiego śladu jak Lubrański, ale był ogień, był dym.

z graficznym pokręceniem / podstarzały graFIK

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Harmonia rządzi, harmonia radzi, harmonia nigdy was nie zdradzi

Ten numer DTPzine został wzięty w... harmonię.  A tak, harmonia tu, harmonia tam. Harmonia  z boku, do góry, na dole i jeszcze z drugiej str...