wtorek, 29 sierpnia 2023

Mieć wywalone na politykę, brak kasy, wyścig szczurów od małego, dyscyplinę, biurokrację, wkuwanie, testy?

Mieć wywalone? O tym w DTPzine 08/2023.


Przemek Staroń, to nauczyciel etyki i filozofii w II LO w Sopocie, Nauczyciel Roku 2018, psycholog z Uniwersytetu SWPS, nominowany do [nauczycielskiego Nobla], czyli Global Teacher Prize, fan Harry’ego Pottera i klocków Lego. Brzmi za poważnie jak na zachętę do czytania? Ależ, ależ. Ten pan fajny jest. Bo wysłuchał swoich uczniów i zapoznał się z ich pytaniami, problemami, lękami i zakochaniami. A potem pomyślał i wymyślił porad garść. I te porady umieścił w książce. Właśnie, czy warto się zakochiwać, co jest w życiu ważne, dlaczego wygląd ma takie duże znaczenie, skąd brać siłę do pokonywania trudności, jak znieść porażkę? Nie wiecie? Zapytajcie Harry Pottera, Muminków, tych 
z [Władców pierścionków] i tych z [Gwiezdnych wojen]. Aaa, i jeszcze Avengersów. Pan Staroń przy ich pomocy bawi, wciąga, inspiruje do myślenia. I pokazuje jak sobie radzić. Z problemami dużymi i małymi. A jest tutaj coś dla grafików? A jakże. Wspaniałe ilustracje Marty Ruszkowskiej. Które świetnie nadają na koszulkę, albo torbę ekologiczną. Które można sobie wydrukować sitodrukiem w Lelewelu. Bądź bohaterem, niczego się nie bój, baw się, kochaj. I naturalnie, kochaj L.

Szkoła bohaterek i bohaterów, czyli jak radzić sobie z życiem 
Przemysław Staroń
Wydawnictwo: Agora
ZDJĘCIE: empik.com

z graficznym pokręceniem / podstarzały graFIK

wtorek, 22 sierpnia 2023

Jak Gargamel smerfów nie zeżarł, księżniczki oczarowały księżniczki, a krzesła grafikowi dały wygodę, potęgę i władzę!

O czym to ja miałem powiedzieć? A, już wiem. A teraz opowiem Wam, na ile sposobów można namalować krzesło. A tak. To popularne urządzenie powszechnego użytku. Te banalne cztery drągi zwieńczone parapetem. Krzesło, którego szukamy wzrokiem, gdy chcemy odpocząć, gdy bolą nas nogi, czy chcemy rozpłaszczyć nasze cztery litery. Od którego boli nas pupa, gdy za długo na nim siedzimy. Wiercimy się niemiłosiernie, gdy za twarde, za miękkie, za kolorowe, za lekkie, za ciężkie, zbyt składane, za mało mobilne. Krzesło, ot co. Zatem siadajcie. Bo będzie o tym, o czym miało być.

A zatem pewnego dnia wybrałem się do Muzeum Sztuk Użytkowych w Poznaniu. Mieści się ono na Górze Przemysła. I łączy swoją ekspozycję z budynkiem Zamku Królewskiego. Odrestaurowanego zamku z XIII wieku. Zwanego potocznie... Gargamelem. Dlaczego? Bo ten zamek jest po prostu zły, brzydki. Faktycznie jak czarodziej mieszkający w zrujnowanym zamku w sąsiedztwie lasu Smerfów. Smerfy to dla Gargamela najważniejszy składnik kamienia filozoficznego, a mówiąc bardziej przyziemnie, kawał masy, którą można ugotować i żeżreć! Dlatego ugania się za nimi od rana do nocy i zastawia różne pułpaki. Wraz ze swoim towarzyszem kotem Klakierem. Notabene Klakier oznacza w oryginale Azrael – imię anioła śmierci z religii islamu. Fajniusia bajusia, ale tak jak nowe, współczesne odcinki nie są tak fajne, jak te oryginalne, tak samo współczesny zamek nie jest tak fascynujący, jak ten historyczny. Ale nie o tym miało być. 

I tak podstarzały grafik wdrapał się raźno wraz ze swoimi córkami na wzgórze ulicą Ludgardy. Tak, już czytelnik wie, że grafik może mieć dzieci. Oczywiście głównym motywatorem dla płci pięknej miały być stroje, które się tutaj znajdują. I oczywiście były. Ochy, achy lały się na lewo i prawo. Księżniczki, damy. Koronki, falbanki. Biżuteria. Tak niewiele trzeba do szczęścia. Garści jagód, po których śpi się i śpi, w nadziei na słodkie usta. Ha, jakiś poeta tutaj mi się wkręcił. I jeszcze domki dla lalek były słodziusi i Barbi ślicznusia. Ale, żeby nie było. Dziewczynki i zbroje podziwiały, i broń, i inne gadżety. 

Ponad trzy godziny spędziliśmy we wspaniałych salach muzeum, a przecież jeszcze trzeba było wspiąć się na wieżę Gargamela i zachwycić się widokiem miasta. I hologram 3D obejrzeć. O hologramach to grafik długo mógłby mówić. Bo są i takie z projekcją na folii holograficznej i z projekcją na tiulu holograficznym. To te multimedialne. I są też hologramy - naklejki, czyli zrealizowane na płaszczyźnie obrazu. Ale nie o tym miało być.

Wróćmy do naszych krzeseł. A ściślej mówiąc, do wystawy czasowej, która akurat w muzeum miała miejsce. [Siedzisko. Krzesło. Tron. Plakaty ze zbiorów Muzeum Narodowego w Poznaniu]. Bardzo poligraficzny plakat. Na nim klasyczny raster CMYK. Wykorzystany efekt mieszania się barw w druku. Takie motywy rajcują grafika. I tron ułożony z liter. Już na łamach RIPownika kilka razy wspominałem o randze typografii. Z komentarza do wystawy: [Krzesło może oznaczać władzę, pozycję, prestiż, potęgę i słabość, komfort i wygodę, ale też ból i cierpienie, a nawet śmierć. Zatem krzesło jest pewnego rodzaju metaforą: czasu, miejsca, ale przede wszystkim krzesło jest symbolem człowieka, humanizmu, a to sprawiło, że obok swojej podstawowej funkcji mebla użytkowego, zaistniało ono w sztuce także jako ważny element działań twórczych.] I jest tych plakatów kilkadziesiąt. Fascynują konceptem, warsztatem. Drukowane głównie offsetem lub sitodrukiem. Spędziłbym tutaj kolejne trzy godziny, gdyby nie moje milusińskie, które miały już ochotę usiąść. Wspaniała wystawa. Wspaniała lekcja grafiki i poligrafii.

COLLAGE [MONOTYPESHINE]
inspiracja: COLLAGE [MOONSHINE]

Potem przyszła pora na odpocznienie i kawałek dobrej muzyki. I co? Oczywiście, wybór mógł być tylko jeden. Collage i [Moonshine]. Legenda polskiego rocka progresywnego. To na tej płycie jest największy hit grupy, który podbił śp. Trójkę - [Living in the Moonlight]. Tutaj są cudowne [Heroes Cry], [In Your Eyes] czy [Moonshine]. Znawcy mówią, że to najpiękniejsza płyta polskiego neoprogresywu. Jest piękna. Wspaniały rok 1994. A na baśniowej okładce ogromny tron z diamentem, który jest niesiony przez spienione wody. Metafora. Spocznijcie, posłuchajcie, popatrzcie, podumajcie.

z graficznym pokręceniem / podstarzały graFIK

wtorek, 15 sierpnia 2023

Poszukiwacze zaginionej papierni

O czym to ja miałem powiedzieć? A, już wiem. Teraz opowiem, jak wyruszyłem na poszukiwanie śladów starej papierni. Tym razem będzie na temat. Ostatnio zaciąłem się na Gontyńcu - górze i browarze. Bez cnych zamiarów. Ot fakty. Pierwsza część wyprawy była za nami. Teraz wystarczyło tylko przejść na drugą stronę. Nie lustra, a już tym bardziej nie życia. Brrr, zachowaj Panie tam na górze, dole czy nizinie. Na tamte strony nie chcemy jeszcze przechodzić. Wystarczyło przejść na drugą stronę... drogi nr 183 relacji Chodzież - Czarnków. Prościzna? Wcale nie. Nawet w niedzielę przed południem ruch był bardzo duży, a jednak kilkaset metrów asfaltem, bez pobocza, musieliśmy przejść. O tym właśnie miało być i będzie. Teraz opowiem o natężeniu ruchu w północnej Wielkopolsce. I wpływie na jakość życia okolicznych mieszkańców. Ok, ok, żarcik.

Przeszliśmy. O. I weszliśmy w dukt leśny. Prawie nienaruszony. Wąska, zarośnięta, prosta ścieżka. I tak, sycąc się widokiem i rozprawiając, ruszyliśmy w kierunku Trojanki, a ściślej rzecz ujmując, Jeziora Papiernia. Wspaniała zieleń, ale i coraz ciemniejsze chmury na horyzoncie. [King] uspokajał, że z jego map pogodowych wynikało, że front burzowy jest gdzieś w okolicach Poznania. A zatem mieliśmy czas. Nie byłem do końca przekonany, bo aplikacje swoje, a życie swoje. 

I tak weszliśmy na temat wycinki lasów. Bo pojawił się taki kawałek przecinki. Z okręgiem drzew pośrodku. Dlaczego tak? Nie znaleźliśmy żadnej logicznej koncepcji. A propos wycinki drzew na potrzeby produkcji papieru. Korzystacie z zeszytów? Kopert? Czytacie książki? Macie gwarancje, faktury? Wszystkie produkty, które kupujecie, mają opakowanie? Wszystko na papierze? Nie mówcie, że nie, bo cały mój wywód diabli wezmą. Tyłek wycieracie? Tu was mam. To jest wspaniałe, że możecie czytać, pisać, drukować. To jest wspaniałe. Do tego wszystkiego potrzebny jest papier w takiej czy innej postaci. Papier, cudowny wynalazek z Dalekiego Wschodu. A już wiecie, że żeby ten papier zrobić, potrzebne są drzewa. Jak widzicie na filmach, papiernie to ogromne fabryki, które przetwarzają ogromne ilości drzew. Niszczą lasy, chciałoby się powiedzieć. Dewastują środowisko. Przyczyniają się do efektu cieplarnianego. No dobrze, ale czy one ten papier robią dla swojego widzimisię? To taki foch właścicieli? To jest dopiero temat na temat.

I, jak słusznie King zauważył, papiernie bardzo mocno rekompensują te straty. Płacą ogromne pieniądze na tworzenie szkółek i odbudowę tkanki leśnej. Papiernie współpracują z właścicielami lasów, dzięki czemu ci mają stały zbyt. Ponadto papiernie wykorzystują leśne produkty uboczne: gałęzie, korony drzew, korę, które w innych dziedzinach przemysłu byłyby odpadami. Dzięki współpracy z papierniami, właściciele lasów zdobywają certyfikaty na drewno oraz zarządzają nimi zgodnie z polityką zrównoważonego rozwoju. Mało? To dołożę jeszcze do pieca. Przemysł papierniczy pozwala wytworzyć czterokrotnie większą wartość i utrzymać sześć razy więcej stanowisk pracy niż przyniosłoby spalanie tego drewna przez przemysł energetyczny. Takie mądre rozmowy toczy grafik z poligrafem.

Zatem wszystko jest ok, tutaj problemy są rozwiązane. Lepiej pomyśleć, co zrobić z masą plastiku, który rozkłada się setki lat. 5 pomidorków w mega wielkim plastikowym opakowaniu, 10 ml jogurtu w plastikowym opakowaniu, mikromasełko w plastikowym opakowaniu, wszystko w foliach, plastikach itp. Tutaj leży problem. Ale prawdą jest, że mogliby więcej płacić, za zbieranie makulatury. I tak sobie gawędząc, dotarliśmy do Jeziora Papiernia. Przepiękne miejsce, w dolince. W sam raz na harcerski obóz przetrwania. Daleko od cywilizacji, cisza, spokój. Chociaż był jeden wielki wróg - komary. Masakra. Zaatakowały nas wściekle, jakby były strażnikami starej papierni i nie chciały nas dopuścić do jej sekretów. Obowiązkowa sesja zdjęciowa. I ruszyliśmy na poszukiwanie śladów. I tutaj, może spodziewana, ale jednak niespodzianka. Najpierw pojedyncze krople deszczu, a potem jak lunęło... Na szczęście mogliśmy się schować pod koronami drzew. Kurtki rzecz jasna też mieliśmy. Ale z poszukiwań nici. Tym bardziej, że gdzieś tam na horyzoncie rozległy się grzmoty. Przylazła paskuda burzowa. Wyczekaliśmy moment, że prysznic zrobił się łagodniejszy i poszliśmy w pioruny. A tu przejaśniło się nawet. I jakieś diabelskie szepty podpowiadały by zawrócić, ale nie daliśmy się zwieść jak biblijna Ewa. Do samochodu dotarliśmy już wśród grzmotów, błyskawic i ulewy. Idealnie na czas. I zabraliśmy się za naleśniki z sosem bolońskim. Mniam. Ale to nie program kulinarny.

SCREEN RULING [()]
inspiracja: SIGUR ROS [()]

Skoro tyle było o papierze, to weźmy muzykę zespołu Sigur Ros z albumu bez tytułu. Roboczo opisywanego [()], ze względu na charakterystyczne wycięcia na etui z tworzywa sztucznego, Książeczka zawiera czarne ilustracje na białym papierze. Przezroczystym jak kalka [ale to nie jest kalka, bo ta ma właściwości kopiujące]. Chyba, że jest to kalka techniczna! Tak, bez słów, bez tytułów, bez niczego. Tylko czarne plamy. Tak, ilustracje w tej książeczce nawiązują bezpośrednio do muzyki Islandczyków. Długie, wlekące się pejzaże dźwiękowe… Ambient w klasycznej formie. Naturalna, piękna, surowa jak okolice jeziora Papiernia. 

z graficznym pokręceniem / podstarzały graFIK

wtorek, 8 sierpnia 2023

Od papierni się zaczęło, poszło na Gontyniec, i górę, i browar, a na drinku CMYK się skończyło

O czym to ja miałem powiedzieć? A, już wiem. Teraz opowiem, jak wyruszyłem na poszukiwanie śladów starej papierni. Tak, tak, jak grafik usłyszy jakiekolwiek hasło związane z poligrafią, to zaraz cały się trzęsie. Do tego wyjazdu namówił mnie King. Niezwykła persona w świecie poligrafii. Jak imię wskazuje. Zaczął nie z tej strony, całą tę rozmowę o wyprawie. Że niby tym razem w małe górki pojedziemy, że wejdziemy sobie na najwyższy szczyt Wielkopolski. A tak naprawdę nie najwyższy tylko drugi. I tak jakoś mnie to nie przekonało. Bo chciałbym wyżej szczytować. Póki jeszcze nie jestem za stary, za podeszły. Póki jeszcze o własnych siłach potrafię się wdrapać wyżej. Ale nie o tym miało być.

King wiedział, że tymi argumentami mnie nie przekona. Dlatego wyjął asa z rękawa. Stara papiernia. Co, gdzie, jak? Trzeba od razu tak było, a nie zawracać mi głowę mikroszczytami. Stara papiernia. To jest wyzwanie, któremu grafik oprzeć się nie potrafi. Papiernia. Czyli zakład przemysłowy produkujący papier. A papier to masa włóknista pochodzenia organicznego, wytwarzana na sicie w postaci arkuszy lub zwojów. A te włókna to: celuloza, ścier drzewny otrzymywany przez starcie i zmielenie bali sosnowych albo słomy, trzciny, bawełny a nawet bambusa. I oczywiście makulatury. Wiadomo, surowce wtórne, za które dostajemy śmieszne grosze. Ale znów nie o tym.

I tak oto pojechaliśmy. Co prawda zapowiadali gorący i burzowy dzień, ale co tam. Mieliśmy przed sobą prawdziwe wyzwanie. Zaparkowaliśmy na leśnym parkingu pod Chodzieżą i pro forma wdrapaliśmy się na Gontyniec. 192 m.n.p.m. Całkiem sympatyczny szlak zółty. Żółty [Yellow] jak wiadomo należy do CMYK, czyli modelu subtraktywnego opisującego system barw. Żółta farba należy do tzw. triady drukarskiej, za pomocą której możemy wydrukować prawie wszystkie kolory. Przynajmniej tak byśmy chcieli. Na Gontyniec można dojść również szlakiem czerwonym. Red. Ten z kolei należy do addytywnego modelu barw. Czyli RGB, za pomocą którego rejestrujemy zdjęcia, grafikę, wyświetlamy i skanujemy. RGB i CMYK. Dla grafika, drukarza przestrzenie, w których funkcjonują. Którymi żyją. Które budzą konflikty, problemy. Rodzą kłopoty, reklamacje. Na szczęście wojen nie wywołują. Tak, o czym to mówiliśmy?

A, Gontyniec. Całkiem sympatyczny pagórek z wiatą na małą przekąskę i dostrzegalnią. Częściowo to [King] miał rację, bo szczyt jest najwyższym punktem Pojezierza Wielkopolskiego. Według podań ludowych nazwa wywodzi się z czasów przedchrześcijańskich, od słowa gontyna – czyli od słowiańskiej budowli sakralnej. A dostrzegalnia to przeciwpożarowa wieża obserwacyjna o wysokości 34 m. Te słowiańskie korzenie, to nie przypadek, ponieważ na górze w 2017 roku przeprowadzono wstępne badania archeologiczne i odkryto zabytki związane m.in. z epoką brązu, okresem wpływów rzymskich czy wczesnym średniowieczem. Tak, ciekawa góra, skrywa w sobie wiele skarbów. Uff, jak zrobiło się duszno i gorąco. Przed dalszą drogą warto by wypić browarka. Dlaczego ten złocisty napój przyszedł mi na myśl? Ponieważ w Kamionce pod Chodzieżą siedzibę ma Browar o nazwie... Gontyniec. Brawo. Połączony z Browarem Czarnków. Tak, wypiłoby się Gniewosza. Ale akurat nie było tego pod ręką, a i nie o tym miało być. A szkoda, bo temat etykiet do piw, to fascynujący temat.

COLORIMETER 5 [THE COLOUR OF A MOMENT]
inspiracja: CHANNEL 5 [THE COLOUR OF A MOMENT]

A skoro pojawiły się tematy i CMYK i promilowe, to muzyka też musi być w klimacie. I będzie. Bo na okładce płyty formacji Channel 5 [The Colour Of The Moment] widzimy pięknego drinka. Do kieliszka wpadają promienie w kolorach: cyan, maganeta, yellow i black. Czyli CMYK. Dlatego jest taki piękny. Co autor miał na myśli? Napój dla drukarza? Kto wie, kto wie. Muzycznie ta niemiecka formacja jest przedstawicielem nurtu AOR czyli adult-oriented rock. Czyli dla słuchacza ignorującego modne trendy. Np. King Crimson. Ale muzyka Channel 5 jest mniej zakręcona. To klimaty rock/pop w klimatach Toto. Melodyjna, solidnie wyprodukowana, ze smaczkami. Modne trendy też ignoruję, ale zignorowałem tutaj całkowicie temat starej papierni. Łajdak ze mnie. Ale na pewno opowiem o tym następnym razem.

z graficznym pokręceniem / podstarzały graFIK

wtorek, 1 sierpnia 2023

Minuskularna księgarnia z majskularnymi książkami

O co chodzi z tym tytułem? Jak nie wiadomo o co chodzi, to zwykle chodzi o... RIPa. Ha! Ale do rzeczy. [Świat DRUKU] posiada własną księgarnię, która może nie jest gigantycznych rozmiarów, ale posiada strategiczne dla poligrafii publikacje książkowe. 

Bo [Poligrafia – sztuka, techniki, technologie], czyli publikacja COBRPP to kompletny leksykon wiedzy poligraficznej. Kanon nad kanony. Z kolei [Lettera Magica] Krzysztofa Tyczkowskiego to przewodnik po sztuce typografii, [Barwy druku] Ewy Rajnsz czynią świat farb drukowych bardziej kolorowym, [Sitodruk] - publikacja COBRPP przesiewa przez wszystkie sita Sokratesa całą wiedzę na temat sitodruku, a [Procesy introligatorskie i wykończeniowe współczesnej poligrafii] sprawią, że nie wykończycie się jako introligatorzy. A to nie wszystkie pozycje, jakie proponuje [Świat DRUKU] w swoim sklepie internetowym. 

Á propos internetu, to [Web-to-print - pierwsze kroki] to wyczerpujący przewodnik po W2P, czyli zakupach produktów poligraficznych przez internet. W przypadku problemów z siecią, książki można także zakupić na targach i konferencjach, na których obecny jest zespół [Świata DRUKU]. A często bywa tu i tam. I taszczy ze sobą tą minuskularną księgarnię z majskularnymi książkami. O to w tym chodzi. O! Ale o RIPa też, bo bez RIPa będzie stypa.

ŹRÓDŁO: swiatdruku.eu/Sklep/Ksiazki


Harmonia rządzi, harmonia radzi, harmonia nigdy was nie zdradzi

Ten numer DTPzine został wzięty w... harmonię.  A tak, harmonia tu, harmonia tam. Harmonia  z boku, do góry, na dole i jeszcze z drugiej str...