wtorek, 25 lipca 2023

Czyżby DTPzine został wchłonięty przez potentata medialnego i poligraficznego?

Co to jest? Dwie winiety na okładce? Czyżby DTPzine został wchłonięty przez potentata medialnego i poligraficznego? Albo, co gorsza, za niebotyczne pieniądze sprzedał kultowy tytuł, no może nie konkurencji, ale najbardziej opiniotwórczej instytucji prasowej w tym kraju i nie tylko? Za jaką kasę można się sprzedać? Ha! Nic z tych rzeczy. Po raz kolejny DTPzine w nietypowej dla siebie roli. Tym razem jako przewodnik po miesięczniku [Świat DRUKU], który w tym roku obchodzi swoje 30 urodziny! 


O tym, że to nie tylko czasopismo, a styl życia, system, zespół poligraficznych kreacji w [Poster]. Właśnie, nie tylko czasopismo, bo w [Book] można znaleźć książki, które Polski Drukarz posiada w swojej księgarni. Z tych książek mogą uczyć się adepci sztuk poligraficznych, dla których [Świat DRUKU] ma okrągły rabacik - prenumeracik. I jeszcze w [Graphic] pomysły owych adeptów na temat logo [Świata DRUKU] inspirowane tymże właśnie. Hm, a może faktycznie warto by sprzedać DTPzine i do końca życia pogrążyć się w poligraficznym nieróbstwie? Skoro jest [Świat DRUKU], który będzie drukował do końca świata i jeden dzień dłużej? Przy okazji, tego właśnie DTPzine życzy!

czwartek, 20 lipca 2023

Basia, tak, ta Basia oraz smoki i objawy choroby psychicznej

O czym to ja miałem powiedzieć? A, już wiem. Dziara goni dziarę. Temat szeroki jak bary grafika na plaży. Gdzie się nie obejrzeć: dziary. Idzie grafik do okulisty zadbać o udręczone gały. I co? Nawet tam nie może odpocząć od grafiki. Recepcjonistka z dziarą na przedramieniu. Dobry wzór. Jeden, drugi, trzeci pacjent: tatuaż. Na szyi, łydce, udzie, plecach [tak, właśnie po to nosi się kusy t-shirt]. I potem na badaniu wychodzi, że oczy zniszczone, że mniej przy komputerze siedzieć, bryle nowe zamówić [teraz już o fantastycznych dioptriach, które muszą być specjalnie szlifowane, w science-fiction oprawkach i kosmicznej cenie]. Ale nie o tym miało być.

Ale zaraz, wychodzi taki grafik z badania, ma zakroplone oczy, jakieś plamy majaczą mu przed oczami jak po 20 kubku herbaty. I w jaki wzór układają mu się te plamy? Tak, w smoka. Brawo. Za dużo kropli? Ależ, ależ. Dokładnie na fotelu obok siedzi dobrze zbudowany mężczyzna. Zlewa się w jedną całość. Smoków jest więcej. Czy właściwie jest jakieś miejsce na jego ciele, gdzie smoków nie ma? W takim stanie grafik nie jest w stanie tego sprawdzić. Inwazja smoków. Ale znów nie o tym.

W takim razie bierze grafik książkę do poczytania wieczornego. Coś lekkiego, coś letniego. Coś z ilustracjami. Nowy nabytek. Jak pięknie pachnie. Jak pięknie zaokrąglone narożniki. Solidny kawałek książki. [Basia i basen]. I tak sobie czyta w leniwej, sennej atmosferze, aż tu nagle.. Strona 16. Akurat ta strona bez paginy. Czyli bez numeracji. Za to 17 widnieje na następnej stronie. Bo każda kartka ma dwie strony. Nigdy odwrotnie. Przypominam! Zatem na tej 16 stronie czytam, cytuję: [Przy barze stał mężczyzna. Ogromny! Prawie taki jak olbrzym. Na szerokiej piersi wytatuowany miał okręt, na jednym ramieniu nóż otoczony różami, a na drugim... rekina z otwartą paszczą!] Koniec cytatu. Normalnie tatuaże nie dają wytchnienia. Bo na tej 17 stronie jest ilustracja. Zgodnie z przytoczonym opisem. Masakra. To się popisały panie Zofia Stanecka i Marianna Oklejak. Bardzo życiowa literatura dla dzieci. Niech dzieci wiedzą. Życie to nie jest bajka. To jeden wielki tatuaż.

O tym właśnie miało być. Całkiem dzisiaj na temat. A potem biorę lekturę dla dorosłych. Saga [Millennium]. Trzy kobyły, cegły, tomy. Każdy po 800 stron. Wciąga od pierwszej do 2445 strony. Nie idzie się oderwać. Ale mniejsza o to. Co ma na ciele Lisabeth Salander - odtwórczyni głównej roli? To znaczy bohaterka książki? Tatuaż? Skąd wiedzieliście, że odpowiem pytaniem na pytanie? Ta drobna dziewczyna, 150 cm w kaloszach, ma na ciele tatuaż o gabarytach około 100 cm. Daruję wam opis szczegółów. Chociaż z punktu widzenia grafika jest to kapitalny smaczek. Z punktu widzenia psychiatry, doktora Teleboriana, ten tatuaż [jest objawem skłonności autodestrukcyjnych i sposobem zadawania bólu swojemu ciału]. Grubo. By zamknąć temat i by było na temat jeszcze cytat obrończyni Salander, Anniki Giannini: [Przy ilu procentach powierzchni ciała tatuaż przestaje być przedmiotem kultu ciala czy ozdobą, a staje się objawem choroby psychicznej?] Łał. Dzisiaj przechodzę samego siebie. 

RHAPSODY OF PRINT [LEGENDARY TALES]
inspiracja: RHAPSODY [LEGENDARY TALES]

Zatem pora przejść do muzyki. Do tablicy zostały wywołane smoki, to niech będzie płyta ze smokami. Są one na praktycznie każdej okładce zespołu Rhapsody [później Rhapsody of Fire]. Którą wybrać? Niech będzie [Legendary Tales]. Bo tytułem wpisuje się w nasze dzisiejsze literaturowe opowieści. Poza tym to debiutancki album i jednocześnie początek sagi Emerald Sword Saga. W roku 1997 Włosi zrobili duże wrażenie tym swoim symfonicznym, patetycznym power metalem. Mamy tutaj chóry i bogactwo klasycznych instrumentów. Mamy m.in. skrzypce, wiolonczelę, flet, mandolinę. I tak mamy do dzisiaj, bo Rhapsody of Fire regularnie nagrywają płyty. A na okładkach tych płyt mają smoki. Smoki na wieki. Jak tatuaże. Ale o technicznej stronie tychże może innym razem. RIP z Wami. Na wieki.

Z graficznym pokręceniem / podstarzały graFIK

wtorek, 11 lipca 2023

Dziara goni dziarę, czy ta moda jest za karę?

 O czym to ja miałem powiedzieć? A, już wiem. Teraz opowiem Wam o tym, jak grafik pojechał nad jezioro. Nie, nie online. Wiem, pewnie byłoby łatwiej odpalić Google Maps i przenieść się na urocze miejsce z lazurową wodą, aksamitnym piaskiem, bujną zielenią... Marzenia ściętej głowy online przestają być marzeniami. Ale pozostają tylko online. Bez efektów 6D - dotyku, zapachu... Grafik zatem oderwał się od swojego siedziska i pojechał nad jezioro. Prawdziwe. Z wody i piasku. I tu was zagiąłem.

Ten grafik nad tym jeziorem nawet znalazł miejsce, by rozłożyć koc. Taki wypasiony, termiczny, łatwo składalny. Z interesującą grafiką - wzorem łowickim na czarnym tle. Doskonały układ roślinny narysowany wektorem. Bajeczne kolory. Równiutkie krzywe. Dobra robota kolegi po fachu, ale nie o tym miało być.

Tenże sam grafik przymierzył się do zrzucenia z siebie rzeczy, bo w temperaturze pod trzydziestkę jakoś nie wypadało siedzieć w tych wypasionych, dizajnerskich ciuchach. Wiadomo, grafik sam sobie projektuje koszulki zwane t-shirtami. Projektuje i wysyła do drukowania. Tak, ubrania w znacznej mierze się dzisiaj drukuje. Można ubrać się od stóp do głów w rzeczy zaprojektowane przez siebie. Przynajmniej jeśli chodzi o motywy i kolory. Kroje też można projektować, ale przecież trzeba zostawić przestrzeń dla projektantów mody. 

Ale by nie było o tym, o czym nie miało być... Pora wspomnieć, że ten grafik, już tylko w samych slipkach, poczuł się jakoś nieswój. Nie, nie chodzi tutaj o widoczne gołym okiem zwyrodnienie kręgosłupa, zespół cieśni nadgarstka czy repetitive strain-in jury syndrom, czyli zespół urazów wywołanych jednostronnym, chronicznym przeciążaniem kończyn górnych na odcinku dłoń-bark. Nasz bohater dba o zdrowie. Zorganizował sobie ergonomiczne środowisko pracy. Wykonuje ćwiczenia fizyczne, jeździ na rowerze. I sylwetkę, jak na podstarzałego grafika powiem wam, ma całkiem całkiem.

Ale nie o tym miało być. Przedmiotowy grafik poczuł się dziwnie... no właśnie... rozgląda się dookoła, a tutaj... Dziara goni dziarę. Są wszędzie. Na kończynach dolnych i górnych. Na łydkach i bicepsach. Na szyi, barkach, plecach, żołądku, tzn. brzuchu raczej i pośladkach. Wszędzie. Nierzadko kilka. Małe i wielkie. Tatuaże. Kiedyś to było coś. Człowiek z tatuażem na ciele robił szum. Przyciągał wzrok. Intrygował. Był kimś niezwykłym. A dzisiaj? NIe ma co ukrywać, grafik poczuł się dziwnie, że sam, będąc grafikiem, nie ma żadnego tatuażu! A tak. I tak miał wrażenie, że wszyscy się na niego gapią i szydzą: [Patrzcie, co to za dziwak, nie ma żadnej dziary, że też dzisiaj jeszcze takich ta ziemia nosi]. Heh, głowę zwiesił niemy.

Z punktu widzenia zawodowego czy technicznego taki tatuaż, to masa pracy graficznej. I pod kątem graficznym i poligraficznym. Bo samo wykonanie tatuażu to wprowadzenie tuszu do skóry właściwej, aby zmienić pigment skóry. Można powiedzieć - drukowanie na skórze. Same wzory to często dzieła sztuki. Niezwykłe historie opowiedziane rysunkiem, który dodatkowo musi współgrać z ciałem. Tonacją skóry i kształtem ciała, które przecież się zmienia. I tak to wytatuowani gapili się na grafika jako na wybryk bez tatuażu, a grafik gapił się na tatuaże. Oczywiście, że na tatuaże. Wiadomo, że na tatuaże. Ale o tym innym razem.

POISON [FLEKS & INKS]
inspiracja: POISON [FLESH & BLOOD]

A tymczasem niech zabrzmi Poison i [Flesh & Blood]. Wspaniały rock z 1990 roku. Z nurtu glam i hard. Wraz z tym albumem przyszła sława, kasa i ogromna popularność. Ale zasłużenie. Jako ciekawostkę dodam, że do składu Poison nie załapał się sam Slash - tak, ten od Guns N’ Roses. Potem przyszły nałogi, niesnaski - ot typowa historia rockowego zespołu. Co ma Posion wspólnego z tatuażami? Wiadomo, muzycy takowe posiadali. I właśnie jeden z nich jest na okładce [Flesh & Blood]. To ramię  perkusisty Rikki Rocketta z nazwą zespołu i tytułem płyty. Początkowo miało to być zdjęcie tatuażu tuż po jego wykonaniu, ale zaczerwieniona i krawiąca skóra niezbyt dobrze się prezentowały, dlatego pozostała ugrzeczniona wersja, bez tych ekstremalnych dodatków. A grafik pozostał bez tatuażu. Ale z mocnym postanowieniem, że następnym razem przed wyprawą na plażę wypożyczy od swoich dzieciaków jakiś wodny tatuaż i zaszpanuje. Ot co. A potem szybko wyszoruje. Patrzcie, jaki to cwaniaczek. 

Z graficznym pokręceniem / podstarzały graFIK

wtorek, 4 lipca 2023

Jak się mają świeże owoce do gnijących warzyw i zabójstwa Kennediego? Że niby sezon ogórkowy?

Właśnie! To jest dobre pytanie. To jakiś protoplasta nurtu eko, vege? Skoro tak, to co robią na okładce te płonące radiowozy? A to migawka z zamieszek Białej Nocy 21 maja 1979 r. Jeden polityk zabił drugiego polityka. Dostał za łagodny wyrok i wiara wyszła na ulicę. Czyli mamy wspólny mianownik z JFK. Jaki? Jak to jaki. Dead jest tutaj słowem kluczowym. Martwy burmistrz, martwy prezydent. Co prawda w odwrotnej kolejności, ale czy to martwym robi różnicę? Zaraz, zaraz, a czy przypadkiem zgniłe warzywa także nie są martwe? Ha! Wszystko się spina zatem. A czy warzywa mogą być skrajnie lewicowe? Pewnie, że tak, wystarczy posłuchać [Kill the Poor], albo [Let’s Lynch The Landlord]. Kurde, Dead Kennedys to przecież kapela punkowa, więc bez polityki ani rusz. Poza tym nazwa zobowiązuje. Tutaj są wielkie hity [California Über Alles] i [Holiday in Cambodia]. A także świetny cover Elvisa Presleya [Viva Las Vegas]. [Fresh Fruit for Rotting Vegetables] to klasyk - żywiołowy, dynamiczny, gitarowy punk rock ale z wycieczkami w stronę innych gatunków muzycznych: country, pop, a nawet jazzu i kabaretu. Ta muzyka jest hałaśliwa, prowokacyjna, bezkompromisowa, dzika, agresywna i silnie zaangażowana politycznie. Hardcore punk, walący zaciekle prawdę o amerykańskim społeczeństwie prosto w ryj. Zgniłymi warzywami? Dead Kennedys wiecznie żywi. Kennedy wiecznie martwy. A JDF też dead? Nie, no nie, przecież ma być [alive in printing].


ZDJĘCIE: empik.com

Harmonia rządzi, harmonia radzi, harmonia nigdy was nie zdradzi

Ten numer DTPzine został wzięty w... harmonię.  A tak, harmonia tu, harmonia tam. Harmonia  z boku, do góry, na dole i jeszcze z drugiej str...