niedziela, 21 sierpnia 2022

Szczytowanie graFIKA


To tytuł pierwszego felietonu z książki [Z RIPownika podstarzałego graFIKa]. Ponieważ tekst ten wiele wyjaśnia, uznałem, że warto go przytoczyć na początku tej zabawy z blogowaniem.

O czym to ja miałem powiedzieć? Wiek już nie ten i pewne rzeczy zdarza się zapominać.  Dobrze, że są teraz w programach graficznych notatki. Od razu można zapisać jakąś myśl twórczą, bo po kolejnym [Zapisz jako] ta mogłaby się ulotnić. Inna sprawa, że potem jeszcze trzeba taki plik znaleźć, przypomnieć sobie, że była tam notatka itd. Ale nie o tym miało być.

A... już wiem. Skąd się urwałem, bo skoro to pierwsza pogadanka, to wypadałoby się przedstawić. Tu graFIK ze złotymi godami pracy twórczej na karku. Z sąsiedztwa. Który obrał sobie za cel popularyzowanie trzech miłości swojego życia: grafiki, poligrafii i muzyki. Tak, zadanie  karkołomne, mogłoby się wydawać. Ale i do tego dojdziemy.

Ale do tematu, zanim zapomnę. Zdarzyło mi się ostatnio przeczytać kilka książek o wielkich himalaistach. Jako zagorzały miłośnik gór, fotografii górskiej sięgam po takie dzieła z przyjemnością. We wszystkich tych publikacjach jak mantra powracają te same wątki: obsesja na punkcie gór, rywalizacja [także ta ciemna strona] i przede wszystkim tragedia.  Śmierć partnera, przyjaciela. Uszczerbek na zdrowiu. Nie oceniam, nie komentuję. Zastanawiam się, jakby to wyglądało, gdyby to przenieść na grunt grafiki. Czy graficy też mają obsesję na punkcie, szeroko rozumianej, grafiki właśnie. Czy ona też ich wzywa, by zostawili wszystko i za nią szaleli? Czy też ze sobą rywalizują, by wykonać bardziej karkołomne wyczyny graficzne? Czy, w tym przypadku bardziej w wymiarze symbolicznym, po trupach dążą do celu? Co może być dla nich odpowiednikiem nocy w szczelinie lodowej? Noc bez internetu czy programu graficznego?

Tak jak w każdej pasji, jest tutaj wiele wspólnych mianowników, choć krajobraz inny. Widziałem wściekających się grafików, ba, rzucających sprzętem, gdy nie mieli dostępu do sieci. To taki odpowiednik zejścia ze szczytu bez poręczówek i czekana. Widziałem załamanych na widok plakatów z innymi kolorami, niż sobie zamarzyli. To tak, jakby odmrozić sobie palce u stóp. Rywalizacja o palmę pierwszeństwa? O tak, a jakżeby inaczej. A braterstwo graficzne? Tak. I to jest najwspanialsze. Graficy, którzy rozumieją się bez słów. Czują tę kreskę, zachwycają się tą samą barwą. Godzinami rozprawiają o okładce książki, płyty czy po prostu wizytówki. I to jest wspaniałe i niech trwa na wieki. Ponad alpinistów stawia nas fakt - brak świadomości, że partner w grafice może odpaść od ściany czy dostać choroby wysokościowej. 

Zatem Bracia Graficy, zdobywajcie szczyty wzajemnej sympatii i zrozumienia. Grafika wiecznie żywa! I skoro było o grafice i poligrafii, na koniec coś o muzyce. Idealną ilustracją ze świata okładek będzie Depeche Mode [Construction Time Again] z 1983 roku. Co na niej widzimy? Niezwykle charakterystyczna sylwetka. To Matterhorn - jeden z najsłynniejszych szczytów Alp. Na skałkach kowal z młotem - prawdopodobnie jako metafora budowania lepszego świata. Muzyka bardziej industrialna, ale przede wszystkim jest tutaj [Everything Counts] - ewidentnie wizytówka tej płyty.


DEPECHE MODE [CONSTRUCTION PRINTER AGAIN]
inspiracja: DEPECHE MODE [CONSTRUCTION TIME AGAIN]

I tak osiągnęliśmy szczyt tego bazgrajstwa. Zatem niech trwają grafika, poligrafia i muzyka. I wspólnie osiągają szczyty kultury. Alpinistom zaś życzę, by góry były im przyjazne. 

Z graficznym pokręceniem / podstarzały graFIK

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Harmonia rządzi, harmonia radzi, harmonia nigdy was nie zdradzi

Ten numer DTPzine został wzięty w... harmonię.  A tak, harmonia tu, harmonia tam. Harmonia  z boku, do góry, na dole i jeszcze z drugiej str...